DZIECI I RODZINA

Kary dla dzieci – moja rada, jak w wyrafinowany sposób ukarać, ale tak porządnie?

kary dla dzieci

Kary dla dzieci są wykorzystywane równie chętnie, co olej palmowy w słodyczach. Niby kary cielesne, tak popularne i społecznie akceptowalne na początku lat 90. XX wieku, odeszły do lamusa, a wciąż pojawiają się głosy, że dupa nie szklanka. Wyrośliśmy na ludzi. Mało kto dodaje, że na ludzi, dla których nie starcza psychologów, psychiatrów i leków w aptekach.

Byłam niedawno świadkiem pouczająco-wychowawczej rozmowy mamy z synem. Oczywiście całość wieńczyło wymierzenie kary za niefajne zachowanie w przedszkolu, ale co mnie najbardziej zszokowało, karę wyznaczyło sobie samo dziecko:

– Mamo, to może ja nie będę za karę jadł dzisiaj słodyczy?

Wychowanie bez kar i nagród trzeba najpierw dobrze zrozumieć, żeby chcieć wprowadzić w życie. Kto raz wejdzie to tej rzeki, rzadko z niej wychodzi. Kary i nagrody są klasycznym przykładem zewnętrznej (de)motywacji do uzyskania konkretnego, oczekiwanego efektu w postaci pewnego wzorca zachowania. Czy można inaczej? Zawsze. Jestem zwolenniczką naturalnych konsekwencji i rozmowy, bo konsekwencje naszych i dziecięcych zachowań ściśle wiążą się z emocjami. Smutkiem lub strachem, że coś się zniszczyło, zagubieniem, że nasz pomysł, by nie zabierać kurtki na spacer jednak nie wypalił, złością, że nie możemy robić czegoś tak, jak chcemy.

Dlaczego nie kary dla dzieci?

Kary działają. Tak. Działają świetnie, ale tu i teraz. W dłuższej perspektywie robią moim zdaniem więcej złego niż dobrego. Podoba mi się takie zdanie z książki „Pozytywna Dyscyplina”, które mówi, że najdziwniejszą (czy też najgłupszą, nie pamiętam) rzeczą, jaką wymyślili dorośli jest fakt, że chcą, by dzieci poczuły się źle, żeby zachowywały się dobrze.

Konsekwencje zachowania i skutki odczuwane przez dziecko są wystarczające do otrzymania nauki płynącej z danej sytuacji. Jako dorośli możemy wspierać, pomagać zrozumieć, być drogowskazem. Tylko, że ja rozumiem osoby, które kar i nagród używają, jako narzędzia pomagającego w wychowaniu. Rozumiem, bo dokładnie taki system był stosowany wobec mnie i z tego powodu wiem też, że to nie działa. Po drugie również próbowałam. I kar, i nagród, i pochwał, i nagan. Spokojnie, dotyczyły obcięcia bajek albo gier, klękania na grochu i stania w kącie nie było, ale i tak żałuję. To jest bardzo proste, dające satysfakcję i przynoszące szybki efekt rozwiązanie. Tylko, że od samego początku myślałam sobie, że czegoś w nim brakuje i zarówno ja, jak i dzieci potrzebujemy innego systemu. Takiego, w którym szanowane są potrzeby nasze i dzieci. Takiego, w którym wszyscy czujemy się zrozumiani.

Czy masz inne wyjście?

Cóż, możesz wybierać między bezstresowym wychowaniem, a wchodzeniem na głowę. To zdaniem przeciwników, bo sama mam trochę inny repertuar. Może i Tobie się spodoba (patrz rozdział: CO ZAMIAST KARY). Zanim przejdę do rad, zobacz, czym różnią się naturalne konsekwencje od kary.

Czym są konsekwencje naturalne i czy są jeszcze jakieś inne?

Najczęstsze zarzuty i rady kierowane do rodziców wychowujących bez kar i nagród.

Teraz widać, jak to bezstresowe wychowanie działa! Dzieci sobie na wszystko pozwalają, a kiedyś to było wychowanie!

Nie ma czegoś takiego, jak bezstresowe wychowanie. Nie da się wychować dziecka bez stresu, który w różnej formie jest obecny w życiu. Osoby stosujące tę nomenklaturę mają zazwyczaj na myśli inną reakcję rodzica na zachowanie dziecka, niż ta, której sami są nauczeni. Albo omójborzeszumiący brak rekacji, jak spokojne oczekiwanie blisko dziecka aż emocje znajdą ujście.

Pewnego dnia zostaliśmy poinformowani, że Antek zniszczył sobie w przedszkolu spodnie. Za pomocą klocków udało mu się niemal odciąć nogawkę na wysokości połowy uda. Przyjechaliśmy ze spodniami na zmianę i…tyle. Ale miałam wrażenie, że oczekuje się od nas czegoś więcej. Może jakiejś stanowczości? Może kary? Może nagany w głosie? Nie czuliśmy takiej potrzeby. Zmieniliśmy spodnie, chociaż jeśli o nas chodzi, mógłby chodzić w tych z obciętą nogawką. To jest naturalna konsekwencja. Obciąłeś – nie masz.

Na jednej z grup pewien ojciec zarzucił mi, że kary są absolutnym must-have w repertuarze rodzica. Jako argument podał, że ma w domu dużo wartościowych rzeczy, które dziecko może zniszczyć i jeśli je zniszczy, to heloł. Może i za nie nie zapłaci, ale niech chociaż poniesie konsekwencje! Ponoszenie konsekwencji, to nic innego oczywiście jak kara za zniszczenie mienia pana taty. Naturalną konsekwencją jest to, że tata może być niezadowolony. A żeby tego uniknąć, trzeba, wiem że to Was zaskoczy, pilnować tych swoich drogocennych rzeczy. Dokładnie tak, jak poza zasięgiem dzieci trzymamy leki i detergenty w obawie o ich zdrowie, tak w trosce o portfel, trzeba mieć oko na swoje klejnoty, że tak to ujmę.

Z życia wzięte. Dla niektórych byłby to koniec świata lub nasz błąd, ale niech będzie, opowiem. Nie oglądamy w domu telewizji, ale mamy telewizor. Do Netflixa i muzyki. Był z nami już jakieś 2 lata, wrócił szczęśliwie z emigracji. I pewnego dnia mój młodszy syn zdenerwował się na mnie, chwycił co miał pod ręką i rzucił. Dokładniej rzecz ujmując: rzucił nocnikiem w telewizor. Poszło pół ekranu i przez jakiś czas chłopcy oglądali…pół bajki. Potem nie oglądali wcale, bo telewizor zepsuł się na amen. Wyciągnęliśmy ze strychu stary i jeszcze działa. Jak się zepsuje, to go po prostu nie będzie.

Wyślij go do swojego pokoju!

Załóżmy, że wkurzył Cię mąż, bo właśnie powiedział, że wydałaś o kilka stówek za dużo na ubrania. No głupi przykład, ale niech będzie. Ty się wkurzasz, bo miałaś POWÓD, żeby hajs rozpuścić, jak Ci się podoba, a teraz mąż kazał Ci iść do sypialni i przemyśleć swoje zachowanie. Załóżmy, że idziesz i ciekawe, co sobie myślisz? Pewnie „on nie ma racji” albo „nawet nie zapytał, dlaczego tyle wydałam” lub „mogliśmy porozmawiać, ale nie! Wolał, żebym siedziała sama w sypialni i nad czym ja mam do cholery myśleć, skoro już i tak te pieniądze wydałam”. Wybaczcie mi ten przykład, może on jest nietrafiony, ale tak czuje się dziecko odesłane „za karę” do swojego pokoju. Nie zastanawia się nad sobą ani nie poddaje analizie swojego zachowania. Jest wkurzone na rodziców, czuje się jak wróg po przeciwnej stronie barykady.

Wymyśl konsekwencje logicznie powiązane z zachowaniem.

Czyli nazwij inaczej to, co jest po prostu karą. Wybacz, ale jak byś tego nie nazwała i próbowała określić, wyciąganie konsekwencji jest karaniem. To jest właśnie coś, czego w pozytywnej dyscyplinie nie lubię, bo według jej wskazań, konsekwencje logiczne to takie, które są:
1. POWIĄZANE, czyli odnoszą się faktycznie do sytuacji,
2. PEŁNE SZACUNKU, nie godzące w dziecko,
3. PROPORCJONALNE I ZASADNE,
4. POMOCNE.

Brzmi znajomo? Ja tam nie twierdzę, że nie możecie stosować konsekwencji logicznych, czyli kar powiązanych z sytuacją ;), ale po co dawać im inną nazwę tylko dlatego, że rodzic ukarze dziecko z uśmiechem, szacunkiem do dziecka i proporcjonalnie do przewinienia (czyli jak wybije okno, to co mam zrobić? A jak zamaluje mi farbami sofę? A jak dywan potnie w paski?).

Skoro kara działa, po co szukać innego rozwiązania?

Możesz też wozić dziecko zapięte pasami dla dorosłych i może będą działać, ale któregoś dnia się dziecko wykrzaczy. Prawdopodobnie bicie też będzie działało w ramach rodzicielstwa strachu. Pytanie tylko czy warto (retoryczne, wiadomo, że to złe) i jakie daje długofalowe skutki?

Nie poradzi sobie w pracy, bo dorośli żyją w świecie kar i nagród.

Naprawdę uważasz, że stosując kary dla dzieci nauczysz je, że w pracy spotka je to samo? Tak, płacimy za błędy, np. mandat za przekroczenie prędkości albo nieprawidłowe parkowanie. Tym jednak różnimy się od dzieci, że mieliśmy wystarczająco dużo czasu na naukę zależności przyczyna-skutek. Skoro dostajemy mandat, to znaczy, że złamaliśmy zasady wiedząc o karze, jaka nas czeka. Czego w takim razie nauczyły nas kary w dzieciństwie? 🙂

Co zamiast kary dla dzieci?

1. Szukanie przyczyny.

Jeśli dziecko zachowuje się w dany sposób lub robi coś, co Twoim zdaniem jest niewłaściwie, to szukaj przyczyny. Obserwuj czym może być spowodowane i zawsze, ale to zawsze pamiętaj, że dzieci dopiero uczą się myślenia przyczyna-skutek (naturalne konsekwencje tralala!). Czasem wystarczy wymiana zdań, kiedy emocje opadną: co się wydarzyło, co dziecko czuło i zapytać, czy ma rozwiązanie, by taka sytuacja się nie powtórzyła.

Sytuacja powtarza się bez końca, a Ty nie wiesz, co masz robić? Udaj się do specjalisty.

2. Rozmowa.

Kurz po bitwie opadł, ostatnia łza siłą grawitacji pociekła po policzku. Wszyscy są spokojni, wtedy przychodzi czas na rozmowę. Wcale nie podczas sklepowej bieganiny czy w ataku złości. Nie ma sensu też dyskutować, kiedy Ty aż płoniesz ze złości. Najlepiej sprawdza się rozmowa tuż przed położeniem się do łóżka lub kiedy już leżymy i robimy wspólne podsumowanie dnia.

3. Czas.

Na każdą naukę potrzeba czasu. Czasem długiego. My dorośli chcemy, by wszystko działo się od razu, a kary i nagrody dają taki efekt. Natychmiastowy…i krótkotrwały. Dzieciaki z czasem uczą się kombinować, żeby nie dostać kary albo spełniać oczekiwania innych z nadzieją na nagrodę.

4. Pozytywna dyscyplina.

Nie zgadzam się ze wszystkimi założeniami PD, ale jej podejście do dziecka mi się podoba. Pełne szacunku, zrozumienia, bez wyrządzania krzywdy, ale i postępowania wbrew sobie. Pozytywna dyscyplina zakłada wspólne ustalanie reguł, których mają przestrzegać rodzice i dzieci (np. cotygodniowe zebrania, podczas których każdy może wyrazić swoje zdanie, zaproponować coś od siebie i przedyskutować problemy).

Jak sama nazwa wskazuje, dyscyplina może być pozytywna i tak ją powinniśmy traktować. Kary dla dzieci takie nie są (wiem, że z założenia, ale jednak wolę wychowywać w pozytywnym duchu, a nie strachu przed karą).

5. Bliskość.

Podstawa więzi, fundament rodzicielstwa, to bycie blisko dziecka zarówno w dobrych, jak i złych momentach. Bliskość daje ogromne poczucie bezpieczeństwa.

6. Uważność i nauka o uczuciach.

O uważności i uczuciach pisałam polecając Wam KSIĄŻKI O EMOCJACH DZIECI

Czy wychowuję moje dzieci bez żadnych zasad?

Nadrzędną zasadą, którą wpajam moim dzieciom jest niewyrządzanie krzywdy innym. Nie zawsze wychodzi, ale jestem bardzo cierpliwa. Bardzo dużo mówię, czytam, powtarzam. Czasem do znudzenia, ale wiem, że to działa. Mówię o tym, jak powinniśmy się zachowywać, co nam wolno, czego nie, co jest akceptowane przez społeczeństwo, a co niekoniecznie i uważam, że to bardzo cenna wiedza.

Ufamy sobie wzajemnie i wspieramy się. Wymagamy od siebie i dajemy sobie prawo do błędu. Nie potrzebne nam są kary dla dzieci tak, jak nie muszę karą straszyć Ciebie, żebyś poszła rano do pracy czy zjadła cały obiadek. Niepotrzebne są nam nagrody, żeby docenić to, co potrafimy i co osiągnęliśmy. Rozumiem, że dla kogoś może to

– Mamo, a gdybym tym mazakiem pomalował Ci po dokumentach?
– Zezłościłabym się, bo są dla mnie bardzo ważne.
– To dlaczego trzymasz je na biurku, tam gdzie sięgam ja i Nikodem?

Kary dla dzieci – jak ukarać w wyrafinowany sposób?

Podobał Ci się ten wpis? Polub go na facebooku i udostępnij swoim znajomym. To najlepsza forma podziękowania za czas i pracę poświęcone na pisanie dostępnych za darmo treści 🙂

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.