5 rzeczy, na które do niedawna nie pozwalałam moim dzieciom.
Jestem tą mamuśką, która z uśmiechem na ustach patrzy, jak jej dzieci taplają się w kałuży, a potem suszy im głowę zamiast spodni. To, co pierwotnie wydaje mi się genialnym pomysłem, traci na atrakcyjności, kiedy tylko wcielamy go w życie. Tak było wiele razy, w związku z czym zawzięłam się mocno i zrobiłam listę (w notatniku! prawdziwym!) pięciu rzeczy, na które pozwalam dzieciom, a które niektórym wydają się niebezpieczne. Mam ten gest ;).
1. Skakanie po łóżku.
Zazwyczaj w pierwszym odruchu zwracam uwagę, że za chwilę pewnie będziemy gnać do szpitala z jakimś złamaniem, a jak wiadomo, ze wsi do szpitala jest kawałek. Chwilę potem po prostu ustalamy reguły skakania. Przenosimy się na największe łóżko, koło łóżka lądują jakieś miękkie rzeczy na wszelki wypadek.
Dlaczego skakanie? Nie wiem, czy wiesz, ale rytmiczne podskoki stymulują układ odpowiedzialny za to, że orientujemy się, jak nasz ciało układa się względem otoczenia. Bujanie, skakanie, kołysanie (czyli to, co ciągle robimy z dziećmi) pomaga zorientować im się w przestrzeni i utrzymać prawidłową postawę ciała.
2. Walka na miecze.
Wiecie, że nigdy nie mieliśmy w domu zabawek imitujących broń? Nie oglądamy bajek, w których występuje przemoc taka, jak strzelanie/zabijanie/bicie się. Nie uniknęliśmy jednak książek z rycerzami i rozmowy na temat wyposażenia rycerskiego. Pomimo tego, że nigdy nie mieliśmy do czynienia z bronią palną, dzieciaki budują sobie pistolety z lego duplo albo wykorzystują w tym celu…zabawkowe wiertarki. Skąd? Jak? Nie mam pojęcia, nie uniknęliśmy tego tematu.
Pewnego pięknego dnia starszak poprosił mnie o zakup plastikowego miecza. Nie zgodziłam się, ale w zamian zrobiliśmy sobie miecze z kartonu, oklejone srebrnym papierem samoprzylepnym i tarcze z uchwytami ze sznurka. Zabawa była przednia, a miecze pomimo wątłej budowy, towarzyszyły nam kilka miesięcy. Tak, pozwalam dzieciom okładać się mieczami!
3. Kłótnie.
Wiem, że tobie, podobnie jak mi, kłótnie rodzeństwa spędzają sen z powiek. Człowiek chciałby, żeby dzieciaki się ze sobą dogadywały i bawiły w zgodzie. Tymczasem każdego dnia kością niezgody jest któraś z zabawek, na złość występująca w jednym egzemplarzu. Na początku, gdy Nikodem był mniejszy, delikatnie ingerowałam w kłótnie, bo kończyły się siniakami ;). Raczej rozdzielałam dzieci, zamiast rozsądzać kto ma rację. Myślałam, że z czasem będzie łatwiej. Niestety, nie miałam racji.
W tej chwili chłopcy mają siły za dziesięciu, a rozumu stosownie do wieku :D. Póki żaden z nich nie wrzeszczy wniebogłosy, krew się nie leje i po chwili nastaje cisza, nie wtrącam się. Pozwalam dzieciom na tę gorzką naukę dochodzenia do porozumienia, przepraszania i zadośćuczynienia. Oj nie jest to łatwa droga, nie…zwłaszcza, że nie zawsze sobie z tym radzę!
4. Rozbijanie jajek do ciasta.
Powiecie mi, że to banał. Być może! Mimo to jakoś długo mi zajęło, zanim bez trudu zgodziłam się na rozbijanie jajek przez starszaka. I nawet nie chodziło o to, że mu nie wyjdzie, bo przecież nie ma lepszej nauki niż przez doświadczenie. Uważam, że zawsze warto próbować i wierzyć we własne siły. Gorzej było z wyławianiem kawałków skorupki z masy – zwyczajnie tego nie cierpię!
Na szczęście doszliśmy do punktu, w którym mówię chłopakom czego i ile mają dodać. Dzisiaj zrobili ciasto z batata jedynie z moją drobną pomocą. Starszak na tyle zaprawił mnie w boju, że dwulatek dużo dodaje od siebie (czasem dosłownie, w dzisiejszym cieście wylądowało sporo tymianku).
5. Chodzić własnymi ścieżkami.
I przychodzi mi to zdecydowanie najtrudniej. Ciężko matce-helikopterowi pogodzić się z tym, że jej dzieci są coraz starsze i nie mają potrzeby spacerować za rękę. Powinnam ich rozumieć, przecież sama nie tak dawno miałam pięć lat! 😉
W sumie wszystkie te rzeczy są mega proste, a i tak wielu rodziców zabrania je robić. Skrót tego wpisu? Pozwalam dzieciom na samodzielność, doświadczanie i…bycie dziećmi! Czy nie na tym powinno polegać rodzicielstwo?
Inny wpis, który może Ci się spodobać:
ZABIERAMY IM DZIECIŃSTWO, O JAKIM DLA NICH MARZYMY
Dzięki, że tu jesteś! Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz i polubisz mój fanpage TUTAJ.
Ja też – zdecydowanie – należę do tych matek, które panikarami nie są. Daleko mi do matki, która broni swoje dzieci przed bakteriami, daleko mi do matki, która neguje swoje dzieci za głupie pomysły (może dlatego ich nie mają?!) i daleko mi do matki, która za dzieckiem biega z jedzeniem, byleby coś zjadł… Wszystko na spokojnie, z dystansem, bez stresu 🙂 Lubię obserwować, jak sami do czegoś dochodzą
chłopcy sztuk 2, lat 7,5 i 3,5.
Pozwałam skakać po łózku (już od dawnaaa), pozwalam na bitwy i kłótnie (ma to miejsce kilka razy dziennie)- wkraczam gdy jest groźnie. z bronią u nas było podobnie – może jest w chłopcach jednak naturalna jakaś skłonność do tego?
Gorzej, ze starszy chce skakać z parapetu (co też czasem robi potajemnie) a młodszy za nim – na to już nie pozwalam. Wydaje mi się, że chłopcy potrzebują takich różnych potyczek, kłótni, przekomarzań.
Dużo czasu spędzamy też z córka mojej siostry – i w takim układzie zabawy wyglądają już zupełnie inaczej (jakoś naturalnie chłopcy pomijają element bitwy i szarpania – nawet bez moich interwencji), bawią się spokojniej, jedynie element skoków na łóżku zostaje 😀
Koleżanki, które mają 2 chłopców mają podobne doświadczenia.