EMIGRACJA

PORÓD Polska vs Anglia.

poród polska

Nie wierzyłam kiedy mówiono mi „będzie dobrze”. Nie wierzyłam nawet wtedy, gdy podczas drugiego porodu trafiłam do fantastycznej sali porodowej, zaległam w wannie z wodą, a położna przynosiła mojemu mężowi kanapki i ciepłą herbatę. Nie wierzyłam i to był mój błąd. Mea culpa.

W jakich kategoriach można porównać porody z dwóch różnych krajów? Dodam, dwa zupełnie różne porody bo pierwszy przez cesarskie cięcie, drugi siłami natury. Pewnie się nie da, ale co mi tam. Spróbuję. Przed Wami moje doświadczenia zebrane w „PORÓD POLSKA VS ANGLIA”.

Dodam tylko, że opis dotyczy MOICH porodów. Zarówno w Polsce, jak i w Anglii są lepsze i gorsze szpitale. Nie zawsze mamy możliwość zasięgnąć opinii o tym, w którym przyjdzie nam rodzić, ale warto próbować.

1. Aaaaa P-A-N-I-K-A! Czyli czujemy, że to „już”.

A. Polska.

W moim wypadku nie działo się nic. Byłam już tydzień po terminie i zgodnie z poleceniem mojej lekarki, pojechaliśmy do szpitala na ktg zobaczyć co tam w środku słychać i dlaczego nic. Izba przyjęć to jakieś pięć lub sześć godzin czekania, które dodatkowo przedłużała pacjentka, co to nie mogła się zdecydować czy zostaje w tym szpitalu czy jedzie do innego. Przyszła na mnie kolej zatem na dzień dobry usłyszałam pełne sympatii „o rany, następna co przyjeżdża bez potrzeby zamiast siedzieć na dupie w domu”. Że potrzeba jednak była, okazało się po badaniu. Cóż, bywa.

B. Anglia.

Najpierw telefon, że skurcze takie a takie, kazali przyjechać. Żadnej izby przyjęć, kolejek i innych atrakcji. Chwila oczekiwania na położną, która nas zaprowadziła na miejsce.

2. Gdzie trafia pacjentka po przyjęciu do szpitala?

A. Oczywiście opowiadam o moim przypadku. Otóż ja najpierw wędrowałam góra-dół bo wysyłano mnie na ktg, potem badano w innym miejscu, potem znów na ktg, potem zmiana personelu i od nowa, na koniec do trzyosobowej sali na oddziale patologii ciąży. Razem z pacjentką z przedwczesnymi skurczami i drugą, którą poznałam na izbie przyjęć, a która zanim trafiłam do wspomnianej sali, zdążyła urodzić i była już ze swoim maluchem.

B. Pewnie nie zawsze tak jest, ale położono mnie do pojedynczej, naprawdę nieźle wyposażonej sali z osobną toaletą (to ważne, serio, każda mama na pewno chce się czuć komfortowo i taka głupia maleńka toaleta bardzo w tym pomaga). Wszystkie badania, ktg, podawanie leków itd. odbywało się właśnie w tej sali.

3. Trafiamy na porodówkę.

A. Nie jest źle. Idziemy z mężem do niewielkiej ale przytulnej sali z toaletą, piłką, sako. Chętnie bym z nich skorzystała, ale zostaję uziemiona przez ktg. O porodzie w wodzie nawet nie ma mowy.

B. Zostaliśmy zaprowadzeni na jedną z sal porodowych, ale szybko się zorientowałam, że to nie ta w której miałam rodzić. Salę wybrałam sobie wcześniej, z wanną do porodów w wodzie, możliwością zgaszenia światła itd. Nie ma problemu, sala została zmieniona. Tu także do dyspozycji mam piłkę, ale sala jest cholernie chłodna. Nie szkodzi, szybko trafiam do bajora z ciepłą wodą ;). Ktg mnie nie uziemia, mam podpięte bezprzewodowe (konieczność monitorowania przez całą akcję ze względu na wcześniejsze cc).

Wyposażenie porównywalne, gorzej z możliwością jego wykorzystania w pierwszym przypadku.

4. Położne w czasie porodu.

A. Przez chwilę w celu podłączenia ktg. Potem już w ogóle. Nie mam pojęcia jak się nazywa, nie przedstawiła się. Od momentu przejęcia mnie przez lekarza od cc, z położną nie mam już kontaktu.

B. Położna ciągle z nami, ale na uboczu. Jest do naszej, brzydko mówiąc, dyspozycji i bardzo dobrze, bo wbrew pozorom, podczas drugiego porodu miałam znacznie więcej pytań i wątpliwości. Pierwsza na początku była młoda, raczej chłodna ale miła. To wszystko jednak jest dla mnie bez znaczenia, najważniejsze żeby była kompetentna, wiedziała jak się nami zająć, jak reagować i taka właśnie była druga położna, która przyszła jakieś 2h przed punktem kulminacyjnym. Urodziłam dzięki jej pomocy, radom i wsparciu. I czuję dużą wdzięczność, że przy narodzinach Drugiego towarzyszyła nam doświadczona, inteligentna położna. Taka, wiecie, która wie co ma robić ;).

5. Lekarz.

W obu przypadkach pojawił się raz.

A. Przyszedł żeby porozmawiać o cc i wykonał operację.

B. Zbadał bliznę po cc i sprawdzał czy mogę rodzić w wodzie. Tu muszę zaznaczyć, że lekarz był przeciwny temu, żeby mój poród odbył się w wodzie, ale decyzję pozostawił mi. Wspólnie ustaliliśmy, że siedzę ile będzie można, a w razie czego (co miało miejsce czyli nagły spadek tętna dziecka) wyłażę szybko z wody, bez względu na wszystko.

6. Ukojenie bólu.

W obu wypadkach mówiłam, że nie chcę nic przeciwbólowego. Głupia ja. Za pierwszym razem po operacji ratował mnie ketonal. Za drugim podczas porodu dostępne miałam wszystkie możliwe środki, skorzystałam z gazu rozweselającego. Cóż, humoru mi nie poprawił ale może gdyby nie on, bolałoby bardziej?

7. Podejście personelu do rodzącej w czasie porodu.

A. Wolałabym zostawić bez komentarza, ale wiem że wiele kobiet jest, było i będzie traktowanych tak jak ja i ja się na to nie godzę. Nie zgadzam się na to, żeby mojego męża wyganiano z sali kiedy omawiane są bardzo ważne kwestie z półprzytomną mną. Nie zgadzam się, żeby anestezjolog w czasie wykonywania znieczulenia zewnątrzoponowego komentował moją wagę. Nie zgadzam się, żeby w mojej obecności lekarze mówili o ordynatorze (choćby był największym głąbem świata) mówili, że nadepnęliby mu na rurkę z tlenem gdyby leżał na którymś oddziale. Nie życzę sobie być traktowana pospiesznie, bo komuś pilno na kawę. W czasie całego pobytu w szpitalu spotkałam na swojej drodze dwie (DWIE!) miłe osoby, które mnie informowały o wszystkim o co prosiłam, respektowały moje życzenia i były tam z powołania.

B. Drastyczne przeciwieństwo. Czułam się naprawdę dobrze zaopiekowana. Może to tylko wrażenie, ale dające poczucie bezpieczeństwa: że mogę decydować, nie wszystko zależy od innych ale moje zdanie też się liczy. Kiedy się stresowałam np. operacją po porodzie, trafiłam na fantastycznych ludzi, od których otrzymałam bardzo duże wsparcie i wiem, że nie ja jedna. Prawdą jest, że nasz szpital jest pod tym względem świetny, niestety nie w każdym jest tak samo. Szkoda, bo komfort rodzenia byłby dużo większy. Jedna z ważniejszych rzeczy: ani razu nie poczułam się w szpitalu jak intruz. Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszę, że drugi poród odczarował pierwszy. I całe szczęście, bo był ostatni w życiu ;).

8. Opieka poporodowa w szpitalu.

A. Wybierając jeden z wrocławskich szpitali wiedziałam, że nie sprzyja pierworódkom i z wieloma rzeczami będę musiała radzić sobie sama. To o tyle istotne, że byłam przygotowana na większy hardcore niż miał miejsce. Po cesarskim cięciu nikt mi w niczym nie pomagał. Po prostu. To tyle jeśli chodzi o dziecko. A ja? No cóż. Anemia? Proszę sobie kupić lekarstwa. I powiedzieć mężowi, żeby przyniósł coś dobrego do jedzenia, bo na szpitalnym to nie pociągniesz dziecko za długo. A te monitory, które masz podpięte po operacji to Ci wyłączymy, żeby nikomu nie przeszkadzały…

B. Na to nie byłam przygotowana. Po porodzie położna ubrała dziecko, potem lekarze którzy przychodzili badać też robili to sami, chyba że wyrażałam jakiś sprzeciw. Lekarstwa dostawałam w szpitalu plus otrzymałam wszystkie potrzebne po powrocie do domu. Nikt nie kazał mi się rozbierać w nahalny sposób. Jeśli nie chcesz pokazywać szwów – ok. Pod prysznic poszłam sama, ale spod prysznica wyjechałam na wózku w asyście kilku pielęgniarek, które mi ze wszystkim pomogły. Ciężko mi znaleźć coś negatywnego i chyba nie będę szukać na siłę.

I nikt nie zwracał mi uwagi, że trzymam dziecko na moim łóżku. Niestety przy pierwszym dostałam za to opieprz.

9. Warunki w szpitalu.

A. Świetne z wyjątkiem toalet (bez zamków, śmierdzących dymem papierosów i mega wysokich brodzików, do których nie mogłam wejść po cc). No i z wyjątkiem wyżywienia. Sale dwuosobowe, dobrze wyposażone, dziecko przy mamie. Ogólnie dużo wyższy standard niż kiedy ja przychodziłam na świat ;).

B. Świetne. Pewnie nie każdemu spodoba się wieloosobowa sala, na której każda mama po porodzie jest oddzielona od pozostałych zasłoną, ale jak miałam okazję zauważyć jest to wystarczająco komfortowe i dające poczucie intymności, a w wielu wypadkach to rozwiązanie ułatwia pracę personelowi np. przed wypisem wszystkie kotary opadły i miałyśmy pogadankę o aktywności fizycznej, kto kiedy co i dlaczego. Na sali ciągle był ktoś z personelu, co ułatwiało komunikację i przepływ informacji.

10. Opieka laktacyjna.

A. Muszę to napisać. Pomoc zerowa. Położna ściskająca piersi i „no przecież leci”. Żadnej pomocy w przystawianiu noworodka, rady na bolące zakrwawione brodawki. Trzeba mieć dużo samozaparcia i pewności w tym co się robi, żeby w karmieniu wytrwać. Do tego sprzeczne informacje. „Proszę dokarmić, przecież dziecko głodne”, „nie dam Pani mleka, nie trzeba dokarmiać”. Położna krzycząca na mamę, że robi dziecku krzywdę bo nie potrafi go nakarmić i wiele innych. Nie wymyślonych, na własne uszy słyszanych historii. Jednocześnie ocenianie: ta karmi mm to źle, ta karmi piersią też niedobrze bo np. ma problem z zastojem i prosi o pomoc (!). Jakaś opiekunka laktacyjna, która zapomniała przyjść do naszego pokoju, a w szpitalu bywa raz w tygodniu.

B. Byłam pytana kilka razy dziennie czy sobie radzę i czy potrzebna mi jakaś pomoc. Nie potrzebowałam jej, ale może inna mama skorzystała. Byłam jedną z dwóch karmiących piersią mam z dziesięciu na sali. Nie słyszałam jednak krytyki w stosunku do żadnej z nas. Do tego pomoc laktacyjna dotyczy także czasu gdy jesteśmy już w domu. Położna i health visitor obserwują nas podczas karmienia jeśli akurat trwa i mogą zasugerować czy pozycja karmienia jest odpowiednia, proponują pomoc i doradzają gdzie się udać w razie problemów.

11. Plan porodu.

A. Miałam. Nikt nie chciał go nawet przeczytać, nie mówiąc o wdrażaniu go w życie.

B. Omawiany na bieżąco podczas porodu i po nim. W każdej kwestii.

12. Badania noworodka, szczepienia, zastrzyki etc.

A. Szczepienia wykonane bez mojej zgody zaraz po porodzie. Pobieranie krwi, badania – bez mojej obecności. Pomijam zabranie dziecka podczas mojej wizyty w toalecie i dokarmianie na dyżurce położnych. Jeden wielki minus.

B. Pomimo tego, że w planie porodu zaznaczyłam co i kiedy robić, byłam pytana o zgodę np. na zastrzyk z witaminą K. W Anglii nie szczepi się noworodków więc ten problem miałam z głowy. Niestety, zostaliśmy wypisani do domu z żółtaczką i potem przez kilka dni musieliśmy jeździć z noworodkiem do szpitala na sprawdzanie poziomu bilirubiny. Szczęście w nieszczęściu, podczas jednego z takich rutynowych badań wyszły nieprawidłowości, z którymi do niedawna się zmagaliśmy i które spędzały nam sen z powiek. Wyprawy z noworodkiem do szpitala na oddział dziecięcy to zdecydowany minus.

13. Opieka poporodowa w domu.

A. Położna, która do nas przyjeżdżała to wspaniała kobieta. Ważyła Starszaka, doradzała mi w wielu kwestiach – wysypki, karmienie piersią, szczepienia, witaminy itd. Ogromny plus.

B. Więcej papierologii niż to warte. Więcej zachwytów nad kotem niż rozmowy o tym, co ważne. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.

 Pewnie nie poruszyłam wszystkich kwestii. Na pewno miałam szczęście trafić na ludzi dobrych i nieszczęście trafić na tych złych. Poród to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu i ludzie, którzy nas otaczają w tym szczególnym czasie powinni dołożyć wszelkich starań, żebyśmy wiązały go tylko z pozytywnymi uczuciami. Ile razy słyszałaś „gdyby nie mąż, pewnie nie dałabym rady”. Dałabyś, jestem tego pewna. Ale czy nie powinnyśmy czuć, że tyle samo pomocy otrzymałyśmy od personelu medycznego? Położne i lekarze nie są od tego żeby głaskać nas po głowach, ale z całą pewnością nie powinni nas bić po dupach.

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, zostań ze mną na FACEBOOKu .

Możesz też udostępnić ten wpis swoim znajomym.

Inne wpisy dotyczące porodu znajdziesz TU:

Czy poród boli?

Poród w Anglii.

VBAC.

11 comments

  1. Matka Córek 28 stycznia, 2016 at 23:01 Odpowiedz

    Ania świetnie się to czyta, bardzo dobrze, że zrobiłaś porównanie – „odczarowany poród” to tylko dwa słowa, a zmieniają wszystko <3

  2. Asia 29 stycznia, 2016 at 17:20 Odpowiedz

    Ja osobiscie rodząc w polsce byłam zadowolona z opieki przed porodowej, porodowej jak i poporodowej. Wiadomo każdemu zdarzają sie złe dni wiec i w moim przypadku były dwie niemiłe kobiety, ale zauważyłam taką zależność, że jeżeli szpital ma jakis „defekt” to nadrabia własnie miłym personelem i pozorami.
    Np. Tu pani pisze ze w angli rodziła, miły personel czuła sie dobrze, ale dziecko zostało wypisane jakby nie patrzeć nie do końca zdrowe.
    Ja miałam tak ze wszystko oki ale dziecko urodziło się z hipoglikemią którą leczyli przez tydzień po czym po tygodniu okazało sie że dziecko urodziło się również z zapaleniem płuc. Niby małe niedopatrzenie a jednak moja córka po porodzie tydzień leżała w szpitalu z nielaczonym zapaleniem płuc. Które jest groźne dla takiego maluszka.

    • Anna Bartnik 29 stycznia, 2016 at 17:34 Odpowiedz

      Tu i personel i sprzęt ok. Co do żółtaczki to po prostu inne podejście niż w Polsce, dzieci nie są poddawane promieniom uv, jeśli żółtaczka sama nie zniknie (daje jej się czas do miesiąca i stan malucha jest omawiany i kontrolowany) wtedy dopiero podejmuje się odpowiednie działania. U nas bilirubina była w normie.

  3. Gosia Grudkowska 30 stycznia, 2016 at 21:00 Odpowiedz

    Cieszę się, że miałaś dobrą opiekę w szpitalu w Anglii. Ja mam mieszane odczucia odnośnie angielskiego szpitala, w którym rodziłam. To było coś w rodzaju dr Jekyll and Mr Hyde w zależności od zmiany 🙂

      • Gosia Grudkowska 30 stycznia, 2016 at 21:42 Odpowiedz

        West Middlesex University Hospital w Isleworth, południowo-zachodni Londyn. Było tam kilka bardzo niemiłych położnych, które swoimi rasistowskimi komentarzami doprowadziły mnie do łez. Były też cudowne dziewczyny, które mocno mnie wspierały. I tych zdecydowanie było więcej.

  4. Kasia A. 3 lutego, 2016 at 09:34 Odpowiedz

    z opisu punktów B wnioskuje, ze jest niemal idealnie. niestety jakze daleko od polskich standardow.

    ja zauwazylam przy drugim porodzie zmiane na plus (zachowanie pielegniarek). polozna zarowno przy 1 jak i 2 porodzie 'sobie wykupilam’ i tym sposobem uniknelam czesci problemow. drugi porod, chociaz w Polsce tez u mnie odczarowal pierwszy.

  5. Jo 7 lutego, 2017 at 14:50 Odpowiedz

    W Polsce nie rodziłam, w UK raz i mam tak koszmarne wspomnienia że teraz jak jestem w drugiej ciąży ciągle się stresuje i nie potrafię przestać się denerwować tym że znowu bede musiała przez to przechodzić. Widać Pani miała szczęście a mnie go zabrakło.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.