DZIECI I RODZINA

Tak, jestem mamą, której nie cierpisz.

jestem mamą

Mam dwadzieścia dziewięć lat. Wolałabym mieć trzydzieści, bo krócej zajmuje napisanie trzydzieści niż dwadzieścia dziewięć. Jestem mamą dwójki dzieci, jestem emigrantką, kobietą, żoną. Jestem jaka jestem. Wredna, zazdrosna, kłótliwa. Jestem zaborcza i szczera. Swojego zdania bronię jak niepodległości, prawdopodobnie także wtedy, kiedy nie mam racji. Przez te lata kilka osób obraziło się na mnie za to, że powiedziałam co sądzę albo poprosiłam, żeby czegoś nie robili. Bywa.

Lubię sobie tupnąć nóżką, kiedy się nie zgadzam, a nie zgadzam się głośno i często. Jasne, ja też cię oceniam, gdy cię widzę pierwszy raz, ale serio – umiem się powstrzymać. Wiem co i w jakim gronie mogę powiedzieć i kto zrozumie moje intencje. Dlatego często nie robię tego w Internecie ani na każdym forum, na jakie zdarzy mi się wejść, kiedy szukam jakiejś informacji. Bo oprócz tego, że jestem wredna i zazdrosna, jestem też dobrze wychowana. Ale tu jesteśmy u mnie i na moich warunkach. Jestem mamą.

Cześć, jestem mamą, która czasem ma dosyć własnych dzieci i najchętniej by je wysłała w kosmos.

Halo, a któraś z nas nie ma? Ale to niezbyt ładnie o tym pisać, o czym się przekonałam po publikacji tekstu o tym, że kocham moje dzieci, ale czasem ich nie lubię. Bo jak to – przecież dzieci bierze się z dobrodziejstwem inwentarza. Kupami o 3 w nocy, pobudkami o 5 rano, wrzaskami, bałaganem i żarciem rozwalonym po całej kuchni. I przedpokoju. I sypialni. Nas – matki – też powinno się brać z naszymi humorami, gorszymi chwilami i wahaniami nastroju! Kosmos przecież nie jest tak daleko!

Jestem mamą, która czasem na spacerze albo placu zabaw wyciąga telefon.

Wiem, wiem że mnie oceniasz. Myślisz, że nie zwracam uwagi na dziecko. A ja ten telefon wyciągam i do tego korzystam! Katastrofa! No naprawdę muszę tłumaczyć, że czasem to jedyna chwila w ciągu dnia kiedy nikt mi przez ramię do tego telefonu nie zagląda? Że starszak sobie poradzi na huśtawce, a młodszy śpi w wózku i mój sprzęt ma w swoim głębokim poważaniu. Ty też powinnaś.

Jestem mamą, która na obiad podaje ciasto czekoladowe. Kupione w sklepie.

Bo nie miałam czasu ani ochoty gotować, za to cała rodzina nabrała chęci na czekoladowy wypas prosto z co-op, zapakowany w folię. Uwielbiam stać przy garach, a że bywają w ciągu roku (!) dni, kiedy zwyczajnie doba robi się za krótka, ułatwiamy sobie życie. Tym bardziej, że na co dzień spożywamy śladowe ilości cukru (OK, moje ślady są spore :P, ale ponoć co nas nie zabije, to nas wzmocni!).

Jestem mamą. Tą, która w duchu krytykuje inne matki, a potem popełnia dokładnie te same błędy.

Kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Widzę czasem, że się jakaś wydziera albo poduszkę pod tyłek podkłada. Wiele razy pomyślałam, że co jak co, ale pewnych rzeczy nigdy przenigdy nie zrobię tak, jak robiła moja mama. Taki klasyk. A potem wystarczy chwila zdenerwowania albo zapomnienia i trach, tu mi jakaś bluzga poleciała (w telefon co prawda, ale zawsze), tam głos podniosłam, a tam powiedziałam starszemu, żeby młodszemu ustąpił bo jest starszy. Nawet jeśli już w sekundę potem wiem, że to najgłupsze co mogłam wymyślić. Bywa. Tylko czy samobiczowanie doprowadzi mnie do czegokolwiek oprócz obłędu? Nie sądzę. Po prostu staram się nie popełniać tych samych błędów.

Cześć, jestem mamą, która chowa się za kanapą i zagryza czekoladę jak kanapkę.

Bardzo skrupulatnie odwijam papierek, żeby przypadkiem nie szeleścić. Znajduję najlepsze kryjówki, w ostateczności nawet łazienka wchodzi w rachubę, chociaż jej nie lubię, bo oprócz kibelka nie ma gdzie usiąść. A już najgorzej, kiedy to ciasto czekoladowe z obiadu, chcę sobie zagryźć i na kolację. Przechlapane! Mam wrażenie, że zapach się niesie po całej chałupie. Proszę męża, żeby dzieci zabrał na 15 minut na górę i wtedy nawet on patrzy na mnie podejrzliwie (pewnie zaglądał do lodówki i szukał, ale nie znalazł upchniętego za porami i papryką ostatniego kęsa).

Nie lubię się dzielić. Całe dzieciństwo musiałam się dzielić z rodzeństwem, raz nawet wypłatą za pracę, którą wykonałam sama. Uraz mam i koniec.

Cześć, jestem mamą idealną i nieidealną.

Wiesz, teraz jak napiszesz że jesteś zajebista do kwadratu i lepszą od ciebie być może, choć to wątpliwe, można znaleźć najwyżej na księżycu – a wiadomo, jakie jest stężenie zajebistych lasek na księżycu – to zostaniesz skrytykowana. Bo żyjemy w świecie ideałów, albo nim jesteś, albo do niego dążysz albo przynajmniej wzdychasz. I to niezdrowe ponoć.

Ale jeśli napiszesz, że nie jesteś idealna, to też cię skrytykują. Tym razem fachowcy od mody – bo to teraz takie modne pisać o tym, że się popełnia błędy i pokazywać codzienność taką, jak wygląda faktycznie, a nie na potrzeby Instagrama.

Zatem, żeby jednym i drugim zrobić dobrze, ja jestem idealna i najlepsza zawsze wtedy, kiedy coś mi wyjdzie. I absolutnie beznadziejna, jak nie wychodzi. A nie wychodzi zawsze wtedy, kiedy chcę być idealna za wszelką cenę. Jestem mamą, której sama nie cierpisz, Aniu. Ale Twoje dzieci ją kochają.

Jeśli podobał Ci się ten wpis, polub go i poleć znajomym. Zostań ze mną na fp SIMPLYANNA.pl

5 comments

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.