Poradnik dla rodziców – 6 prostych kroków żeby nie zwariować!
Dzisiejszy poradnik dla rodziców przeznaczony jest dla wszystkich osób (mam i ojców), dla których opieka nad dziećmi i domem jest pracą od świtu do nocy i w nocy często też. Mało tego! Można powiedzieć, że ja też jestem pełnoetatową mamą, zresztą wszędzie w brytyjskich dokumentach mam w zawodzie wpisane „full time mother” zamiast „inżynier”. No cóż, na pewien czas faktycznie się przekwalifikowałam.
Zauważyłaś, że odkąd na świecie pojawiło się najjaśniejsze słońce twojego dnia, czyli dziecko, czas zaczął się niebezpiecznie kurczyć? On już nie płynie tylko zapierdziela po meandrach codziennych obowiązków. Nie martw się, też czasem mam ochotę wszystko rzucić w cholerę i jechać w Bieszczady. Sama oczywiście.
Na pewno znasz memy, na których facet wraca po pracy do domu, wykłada skarpety wprost z garniturowych laczków na lśniący od twojej ścierki blat, odpala tv i ćwiczy najmniejszy mięsień swojego ciała znajdujący się na kciuku w poszukiwaniu ciekawego programu? I chociaż krzywdzące jest to dla tej części mężczyzn, którzy tego nie robią, to faktem jest, że w wielu domach dokładnie tak to wygląda. Ale o tym może innym razem, bo tu chciałam pomóc ogarnąć nową rzeczywistość, więc podam na własnym przykładzie rzeczy, które staram się wcielać w życie (nie zawsze wychodzi!).
Dostrzegam pozytywne aspekty!
Ja wiem, że kolki, pieluchy, ulewanie nie są dla pani inżynier chlebem powszednim. Czasem marzę o powrocie do laboratorium albo chociaż biura projektowego wodociągów. Ale spokojnie. Kiedy miną pierwsze dni i ogarnę, że nie każdy płacz pojawia się gdy młode chce jeść…
Aniu! Znowu płacze! Weź go nakarm, bo pewnie jest głodny!
…w swojej nowej roli próbuję dostrzec potencjał. Lepsza organizacja czasu, zmieszczenie w tych samych 24h dwukrotność dotychczasowych obowiązków. I większa odporność na stres hahah ;).
Znajduję czas dla siebie.
No hej! Kto jak kto, ale ja się będę wykręcać? Jeśli ty masz opornego partnera, to ten czas musisz wydębić nie tylko dla własnego dobra, rzuć mu argument jak psu kość! Wszyscy na tym skorzystają, bo będąc wypoczętą: będziesz milsza dla wszystkich wokół, będziesz mocniej skoncentrowana (dobrze wiemy, ile refleksu trzeba mieć przy dzieciach) i w czasie spędzanym z rodziną nie będziesz szukać ucieczki a sto procent uwagi poświęcisz właśnie jej. Nie chodzi o to, żeby stawiać się na czele listy priorytetów, a żeby w ogóle się na niej znaleźć. Staram się przeskakiwać oczko wyżej im starsze są moje dzieci.
Korzystam z pomocy i proszę o radę.
Jakie ja miałam opory! Matko kochana, starszaka zostawiałam pod opieką dziadków w mega konieczności i wszędzie zabierałam ze sobą. Zakupy, dentysta, spotkanie. Czułam, że jak ja to i on. Błąd? Nie, po prostu syndrom pierwszego dziecka :D. Przy drugim nie mam skrupułów i jeśli potrzebuję pomocy, proszę o nią. Tak było niedawno, kiedy musiałam iść do szpitala i potrzebowałam kogoś zaufanego do opieki nad dziećmi przez tydzień po operacji. Moi rodzice zgodzili się przylecieć bez wahania i zawsze będę im za to wdzięczna.
Pomoc i dobre rady doceniam sto razy bardziej odkąd mieszkam z dala od rodzinnego domu i bliskich mi osób. Często muszę radzić sobie ze wszystkim sama (z mężem), ale w razie w telefon do mamy często ratuje mi tyłek.
Daję sobie prawo do błędów.
Wszystkie tkwimy w pułapce ideałów serwowanych w mediach. Dla własnego zdrowia zachowuję dystans do tego, co oglądam, inaczej musiałabym się zamknąć w schowku razem z pralką. Zobacz jak niewiele trzeba, żeby wieszać psy na sportsmence, która miesiąc po porodzie wróciła do formy. Powinno jej się gratulować, bo przecież zapracowała sobie na to nie dzięki nazwisku męża, a własnej karierze sportowej. Choć akurat w tym wypadku czysta zazdrość przemawia przez ludzi i niekoniecznie chodzi o powrót do formy po porodzie.
W kilku słowach: nie porównuję się do innych. To znaczy staram się nie porównywać :).
Inwestuję w siebie!
Stawiam na siebie. Liczę na siebie. Inwestuję w siebie. Robię wszystko by hobby przekuć w biznes, by biznes nie był pracą, a przyjemnością. Czasem nachodzą mnie myśli w stylu: po co, skoro i tak kiedyś umrę? Po co marnować czas na naukę po 30 roku życia, skoro to wszystko będzie miało swój kres, a moja wiedza nikomu się nie przyda? Cóż, na te pytania może ktoś mi kiedyś odpowie. Chcę wierzyć, że życie przeżywam nie tylko wzdłuż, ale i wszerz. Chcę dać przykład dzieciom, że jeśli czegoś bardzo pragną, mogą tego dokonać. Chciałabym im pokazać, że jeden człowiek może uruchomić lawinę zdarzeń zmieniającą cały świat. Albo przynajmniej jego część, a to też dużo.
Nie zrobię tego wszystkiego jeśli 100% siebie poświęcę tylko opiece nad dziećmi, bo o efektywnym spędzaniu czasu nie ma mowy, gdy człowiek jest przemęczony.
Akceptuję.
I doszłam do punktu, który sprawia mi zdecydowanie najwięcej trudności. Niemniej jednak dążę do tego żeby brać życie jakim jest, pokonywać trudności na miarę możliwości a nie za wszelką cenę.
Czy to szkoła przetrwania rodzica czy tak po prostu fajny przepis na życie?
ech to i i mnie mam,a syndrom pierwszego dziecka widać z kilometra,synuś przyklejony do Mamusi :p
U mnie drugi też przyklejony, ale mam mniejsze obiekcje podczas odklejania 😀
Ja robię próby już przy pierwszym i zostawiam mojego niespełna dwulatka z Babcią na dwa dni 😮 !!! (tata w pracy poza domem) i sama jadę na wycieczkę z pracy