Małe dziecko – mały kłopot? Prawda, ale…
Przynajmniej tak twierdzą najstarsi górale, bo tych młodych to nikt nie słucha. Zastanawiam się jednak nad prawdziwością tego stwierdzenia. Faktycznie im starsze tym gorzej? Hmm…..małe dziecko mały kłopot?
Fakt, matką jestem dopiero 1,5 roku i przynajmniej w tym okresie życia dziecka – im starsze, tym fajniej!
1. Maluch, który potrafi sam chodzić to cud natury. Wiadomo – czasem się męczy, czasami chce jechać wózkiem lub być na rękach ale generalnie uwielbia chodzić. Kiedy potrzebuje to łapie nas za ręce, innym razem zatrzymuje zawstydzony po to, by za chwilę ruszyć przed siebie i poznawać otoczenie, ludzi, badać niepoznane. My cieszymy się, że jesteśmy świadkami tych odkryć, których przybywa z każdym dniem. Pamiętam jak jeszcze niedawno kłopotliwe było wyjście do restauracji, długi spacer z Budzikiem uziemionym w wózku, raczkowanie w miejscach gdzie walało się potłuczone szkło (patrz: chodnik przy placu zabaw!). Poruszanie w pozycji typowej dla Homo sapiens jest wybawieniem dla rodziców, ich rąk, serc i dusz.
2. Komunikowanie potrzeb. I nie mówię o tych fizjologicznych. Złapanie za rękę i zaprowadzenie do ulubionej zabawki, wskazywanie palcem na superciekawą miejscówkę, stanowczy gest „nie” gdy coś się nie podoba i oklaski na widok różnych rzeczy. Nie wspominając o zaczynającej się komunikacji werbalnej. Mówcie co chcecie, dla mnie to jedna z najfajniejszych rzeczy – rozmowa.
– Jesteś głodny?
– Nie!
– Idziemy bawić się resorakami?
– Tak!
– Wolisz ciężarówkę czy dźwig?
– Ig!
3. Ekonomia. Ha! Znany we wrocławskim półświatku dusigrosz, Anna Bartnik, wie że im starsze dziecko (do pewnego wieku, nim zacznie się przedszkole) tym mniej rodzica kosztuje.
Po pierwsze wiele potraw je razem z nami, nie muszę gotować na dziesięć rąk i 4 dania. No sorry, ale przecieranie marchewki, mrożenie pulpecików i gotowanie barszczu bez niektórych przypraw (uczulenie) było fajne, ale do czasu. Wolę tę energię wkładać w szycie a nie gary.
Po drugie zużywa duuużo mniej pieluch, łatwiej też przejść na wielorazowe. Nigdy nie ukrywałam, że moje dziecko na początku zużywało ich do 18 na dobę. MASAKRA! Raz siknięte i do zmiany. Taka była wola pierworodnego. „Taka taka taka” jak mówi Budzik.
Po trzecie nie wyrasta już tak szybko z ubrań. Kto pamięta jak to jest z noworodkiem? Przychodzi taki na świat, nie zdążysz się nacieszyć rozmiarem 56 a tu już BACH! 62! BACH! 68! BACH! 74! Nie wiadomo, kurde, kiedy!
4. Okazywanie emocji. Nie skłamię mówiąc, że wszystkie oznaki miłości dziecięcej do nas – rodziców – przyprawiają nas o palpitacje ze wzruszenia. Przytulanie, buziaki, głaskanie i czułe spojrzenia. Tego nie uświadczysz u 3miesięczniaka, który ciągle się drze bo albo ma mokro, albo głodny, albo kolka albo nie-wiadomo-co, bo wszystko komunikowane jest w ten sam sposób. Później to już kolejny stopień wtajemniczenia. Może niezwiązany z kłopotami, ale z drugiej strony – nietrafienie w aktualną potrzebę noworodka to nieraz spory problem. Wiem, co mówię…
Jeśli dopiero urodziłaś, to powiem Ci: będzie lepiej. Jeśli obawiasz się, że kolki nigdy nie miną, słoiczki się nie skończą a Ty nie wyśpisz, to powiem Ci: będzie lepiej. Jeśli Twoje małe dziecko dopiero siada, może już raczkuje, obawiasz się że niedługo ruszy w świat, to powiem Ci: będzie lepiej. ALE! Jeśli Twoje małe dziecko jest w wieku mojego: nie powiem Ci nic, pardon, wszystkowiedząca nie jestem (wbrew pozorom).
Dobrze, że zaznaczyłaś moment graniczny: przedszkole. Od momentu pójścia do przeczkola to już skarbonka bez dna, a potem podobno jest tylko gorzej.
Takich momentów jest całkiem sporo, zarówno jeśli chodzi o finanse (tu ponoć z przedszkolami różnie bywa), jak i psychikę, rozwój dziecka np. okres dojrzewania, dla mnie totalny bunt i masa problemów dla rodziców.
Pierwotnie miałam napisać o tym, że faktycznie tak jest: teraz sielanka a potem tragedia, ale nasze życie składa się z momentów, okresów których tak klarownie nie da się zdefiniować. Raz jest tak, raz tak.
Małe dzieci mały kłopt…nie chodzi o sam kłopt a jego rozwiazanie. Jeszcze przez kilka lat odnalezienie rozwiązania na problemy synka będzie proste a nawet jeśli nie proste to oczywiste. Na kłopoty nastolatków albo dzieci dorosłych nie ma czasem łatwej rady. Czasem nie ma jej wcale. Starzy górale wiedzą co mówią. Ciesz sie każdym etapem wzrastania synka, wasza więź pomoże rozwiązać dziś jeszcze małe a w przyszłości duże kłopoty.
No jasne! Dokładnie to napisałam w komentarzach i tekście też tylko pomiędzy wierszami :). Chodzi o etap pierwszych miesięcy, nie całe życie.
Zgadzam się. Ze starszym synem naprawde fajny kontakt złapałam gdy miał około 1.5 roku. Niemowlaki mnie…. nudzą. Teraz mam 10-miesięczniaka i nie mogę się doczekać aż zacznie chodzić i werbalnie komunikowac się ze mną.
Z drugiej strony bunt dwulatka wspominam jaki jeden wielki koszmar i boję się powtorki….
A u nas np nie było wcale buntu 2 latka 🙂 Tylko pojawił się przy okazji pójścia do przedszkola i co jakiś czas się uaktywnia 😉
Zgadzam się 🙂 Mamy 4 latka i wg mnie im dalej, tym lepiej (tyle, że to pewnie jest do jakiegoś momentu, a to się dopiero dowiem, do jakiego :).
Jeżeli chodzi o nasze przedszkole, to nie jest tak tragicznie, jeżeli chodzi o wydatki, ale my mieszkamy w średniej wielkości mieście.
Teraz doszło nam drugie dziecię i właśnie tą wizją, że będzie coraz lepiej się pocieszam 🙂 Jeszcze chociaż rok i będzie ok :)))
Myślę, że górale wymyślili te powiedzenie obserwując głównie nastolatków, ich buzujące hormony i pierwsze bunty. Wtedy z utęsknieniem wzdychali do czasów, gdzie jedynym problemem była zmiana pieluszki na czas.
Na pewno tak było!
Małe dziecko to mały (nawet coraz mniejszy, nie licząc wzrostu wydatków) kłopot do etapu buntu nastolatka. 😛 Wiem co mówię patrząc na nastoletniego syna z poprzedniego małżeństwa męża i wspominając siebie jako nastolatkę – oj dałam rodzicom czadu (i nieprzespanych nocy) chyba więcej niż jako maluch. ;D