W pół roku zmieniło się wszystko, a jakby nie zmieniło się nic. Emigracja 2.0
Kiedy wszystkim wydawało się, że żyją w spokojnym świecie z gorącym oddechem katastrofy klimatycznej na plecach, najpierw światem zatrzęsła pandemia. Ludziom zaczęło brakować tak papieru toaletowego, jak spotkań ze znajomymi w knajpach, które jedna po drugiej zamykały się w obliczu kryzysu. Ledwo na twarzach zaczęły pojawiać się uśmiechy, nadszedł chłodny luty i wszystko, co znaliśmy do tej pory zdawało się nie mieć koloru. Wybuchła wojna. I chociaż nie dotknęła ona nas, w sensie rodziny, osobiście, w obliczu kilku lat ciągłego stresu szybko dotarło do nas to, o czym od dawna rozmawialiśmy.
Żeby wrócić. Wrócić do miejsca, o którym mówiłam, że go nie cierpię, bo przyniosło mi tylko złe chwile (tak, przesadzałam). Wrócić do miejsca, w którym nie czułam się dobrze (chwilami właśnie). A jednak zatęskniłam, tego wieczoru na początku marca, bardzo mocno. Na szczęście nie tylko ja. Podjęcie decyzji o powrocie do Anglii zajęło nam jeden dzień. Organizacja przeprowadzki niecały miesiąc. 28 marca 2022 roku zaczęło się dla nas nowe-stare życie, bo z powrotami trochę już tak jest, że w pewnym sensie się wraca do siebie.
Przestałam odpowiadać na pytania „czy to na zawsze”, ale i przestałam je sobie zadawać. Życie jest tylko jedno i zdecydowanie za krótkie, żeby je spędzić w jednym miejscu. Nie skłamię mówiąc, że przez ostatnie pół roku przeżyłam więcej niż przez ostatnie pięć lat. Że odżyłam społecznie, psychicznie, fizycznie. Że czuję się na swoim miejscu i chociaż momentami tęsknię do starego życia, już nie trzymam się go pazurami, jak poprzednio. O tym, jak wyglądała nasza emigracja 1.0, co czułam, ale też jak przeżyliśmy powrót do Polski w 2017 (to była EUFORIA!), możecie przeczytać na blogu. Ja prawdę mówiąc do tych wpisów nie wracam, zamknęłam za sobą pewien rozdział i tyle.
Zaczyna się nowe
Nowe wszystko – szkoła dla chłopaków, nowa praca (ja ciągle szukam i jednocześnie zakładam firmę, aaaa!), mieszkamy w nowej dzielnicy, poznajemy nowych ludzi i…trochę narodziliśmy się na nowo. Przyjdzie ta chwila, że będziemy znowu potrzebowali ciszy i mieszkania na wsi, ale póki co bardzo doceniamy bliskość wszystkiego od naszego domu. Szkoła – kilka kroków, sklep – może ze sto metrów, autobus, restauracja, jedzenie na zamówienie (!), przychodnia…naprawdę wszystko na wyciągnięcie ręki. Być może nie jarałoby mnie to tak bardzo, gdyby nie fakt, że przez ostatnie kilka lat musieliśmy wszędzie gonić samochód. I słyszę te głosy „to po co mieszkaliście na wsi”? Otóż dlatego, że w danym momencie życia, to było najpiękniejsze, co mogło nas spotkać. Najlepsze, co daliśmy naszym dzieciom. Najprzyjemniejsze, czego doświadczyliśmy. Tylko, że każde „naj” może zacząć uwierać i potrzeba zmiany jest o wiele silniejsza od strachu przed nią.
Co było, nie wróci. Co będzie, nie wiadomo. Co dziś, czynimy tym, co było.
__________
Jeśli macie tematy związane z emigracją, które Was interesują, dajcie koniecznie znać w komentarzu tu, na facebooku lub gdziekolwiek indziej!
Podziwiam, trzymam za Was kciuki i wiem, że będzie dobrze ❤️
Karolina, dla Ciebie wielkie ukłony za wsparcie, które od Ciebie dostałam i zaawsze dostaję <3