Największe mity o służbie zdrowia w UK.
Z czasem żarty o NFZ przestają śmieszyć. Zwłaszcza że większość była, jest lub będzie faktem. Wszyscy wiemy jak długo czeka się do dobrego specjalisty, że wiele osób i tak leczy się prywatnie, o wyżywieniu w szpitalach nawet nie wspominam. Grubą przesadą byłoby twierdzić, że angielski NHS jest pod tymi względami świetny. Niemniej w sieci i nie tylko krąży wiele legend o NHS. Służba zdrowia w UK ma wiele plusów, o których za chwilę. Na początek rozprawmy się z mitami.
1. Na każdą chorobę…paracetamol!
MIT! Prawdą jest, że na większość infekcji lekarz zaleca branie paracetamolu: przeciwgorączkowo i/lub przeciwbólowo. Kiedy w oskrzelach i płucach czysto, nie ma też innych wskazań do antybiotyku (np. długo utrzymująca się temperatura). Rzadziej lekarze polecają lekarstwa z ibuprofenem. Mitem jest jednak, że ten paracetamol jest jedynym znanym w UK lekiem. W razie poważniejszych infekcji lekarze przepisują antybiotyk. Nigdy nie mieliśmy problemu z otrzymaniem wspomagaczy pod tytułem woda morska do nosa, emolienty czy inne w zależności od schorzenia, z którym zgłaszaliśmy się do lekarza. Niestety, zazwyczaj nawet w przypadku antybiotykoterapii lekarze nie robią podstawowego badania: wymazu czy poziomu crp.
PRAWDA…Bywają lekarze, którzy uważają paracetamol za remedium na wszystko. Znam kilka osób narzekających na swojego lekarza pierwszego kontaktu w UK. Jeśli czują, że jest coś nie tak, mają prawo go zmienić i to jest moja pierwsza rada. Druga dotyczy rozmowy. Lekarze to też ludzie. Jeśli chcecie kontrolnie zrobić dzieciom morfologię raz w roku albo cokolwiek was niepokoi, trzeba rozmawiać. Nieraz dużo i często – zazwyczaj działa.
2. Ciężko trafić na lekarza – Anglika.
PRAWDA. Czy to źle czy dobrze – nie oceniam. W Anglii bardzo dużo korzystaliśmy z pomocy różnych specjalistów. Alergologów, pediatrów, położnych, ginekologów, kardiologów, ortopedów itd. Wśród nich zdarzali się najczęściej lekarze, którzy nie pochodzili z Wielkiej Brytanii, ale byli specjalistami w swojej dziedzinie i to było dla nas najcenniejsze.
3. Nie dostaniesz w Anglii antybiotyku.
MIT Jak w punkcie pierwszym. Zależy to od choroby i lekarza. Na pewno przepisuje się tam o wiele mniej antybiotyków niż w Polsce i uważam, że to plus. Trzeba jednak mieć rękę na pulsie, jeśli czujemy że dzieje się coś poważnego.
4. Po porodzie musisz od razu wrócić do domu.
MIT/PRAWDA Na pewno widziałaś w tv jak Księżna Kate raźnym (no, powiedzmy) krokiem wychodzi kilka godzin po porodzie pokazać następcę tronu poddanym. Faktycznie, jeśli poród przebiegał prawidłowo, odbył się siłami natury i absolutnie wszystko jest ok z mamą i dzieckiem, kobieta może opuścić szpital po 6-8h od porodu. Wiele mam się na to decyduje, bo lepiej i szybciej dochodzi się do siebie w domu. Nie dotyczy to wszystkich i absolutnie nie jest regułą. Ja po porodzie sn byłam w szpitalu prawie dwie doby, po cc wygląda to podobnie.
5. Nie leczy się żółtaczki fizjologicznej.
PRAWDA…tak połowicznie. Nawet jeśli dziecko jest wyraźnie żółte, położne sprawdzają poziom bilirubiny i w zależności od wyniku wypisuje się noworodka do domu lub zostawia w szpitalu. Przyjmuje się, że żółtaczka fizjologiczna/noworodkowa może się utrzymywać do miesiąca i jest to naturalne zjawisko. Dokładnie tak było u nas, ale nie ukrywam, że po pierwsze bardzo nas to martwiło, a po drugie byliśmy zmuszeni w pierwszym tygodniu życia malucha codziennie jeździć do szpitala na badania. Nie pamiętam poziomu bilirubiny, powyżej którego maluszka kładzie się na naświetlania, ale takie lampy istnieją i są wykorzystywane. Tyle że rzadko.
6. Ciężko się dostać do specjalisty.
MIT Jeszcze nie zdarzyło się, żebym z wyraźnym wskazaniem do leczenia specjalistycznego nie dostała skierowania. Procedura w takim wypadku wygląda następująco: GP czyli lekarz rodzinny kieruje zapytanie/polecenie kontaktu do szpitala, w którym pracuje dany specjalista. Następnie szpital kontaktuje się z chorym i wyznacza termin wizyty. W zależności od potrzeb wizyt może być kilka lub wszystko skończy się na jednej.
7. W Anglii nie ma dentystów.
MIT Są i to dobrzy! Kwestia (jak w Polsce zresztą) trafienia na odpowiedniego. Na początku bardzo bałam się brytyjskich dentystów, bo oczywiście nasłuchałam się legend na temat tego, że potrafią jedynie wyrywać zęby. Zapisałam się do polskiej dentystki z polecenia w dużym mieście. No i niestety, wracałam do niej co tydzień, ponieważ kompletnie zrujnowała mi dwa zęby. Spróbowałam i poszłam do normalnej kliniki dentystycznej na NHS. Bez problemu otrzymałam pomoc i zęby mają się w porządku do dzisiaj.
8. Kobieta po cc zmuszana jest do porodu siłami natury.
MIT Kolejny już mit porodowy. Mało tego, dotyczy również pierwszej ciąży. Naprawdę na przestrzeni ostatniej dekady bardzo zmieniło się podejście lekarzy do porodu. Od pierwszego spotkania z położną, przez wszystkie z lekarzami aż po dzień porodu byłam pytana czy na pewno nie chcę urodzić drugiego syna przez cesarskie cięcie. Nikt mnie nie zachęcał ani nie odmawiał. To była w pełni moja decyzja.
9. Drogie lekarstwa.
MIT/PRAWDA Drogie lekarstwa są w polskich sklepach – tam się wiele osób zaopatruje. Większość leków potrzebowaliśmy dla naszego starszaka z przewlekłymi chorobami. Leki dla dzieci, kobiet w ciąży i do roku po porodzie oraz osób, których dochód nie przekracza jakiejś sumy (nie wiem ile obecnie wynosi), posiadającej TAX certificate, leki są darmowe. Z kolei te popularne są stosunkowo tanie. Dużo kosztują specjalistyczne środki, na które nie potrzebujemy i jednocześnie nie mamy recepty.
10. Ciążę prowadzi położna.
PRAWDA i odrobinę MIT. Rzeczywiście ciąża w UK prowadzona jest przez położną, ale bywają przypadki (znów – jak mój), które wymagają kontaktu z lekarzem. Oprócz standardowych spotkań z położną, raz w miesiącu jeździłam do szpitala na wizyty z normalnym lekarzem ginekologiem.
Jeśli interesują Was jakieś konkretne zagadnienia związane z UK i/lub emigracją – piszcie w komentarzach lub bezpośrednio na maila.
Podobał Ci się ten wpis? Zostań ze mną!
POLUB MÓJ FANPAGE: TUTAJ
ZOBACZ MÓJ INSTAGRAM: TUTAJ
UDOSTĘPNIJ ZNAJOMYM
Mieszkaliśmy w Londynie i fakt leki kosztują. Natomiast w Szkocji wszystkie leki na receptę są za free. Każda. Dla mnie to był szok. Darmowa edukacja i leczenie. Zgadzam się z twoim tekstem
Świetnie! Lekarstwa to temat rzeka (teraz w PL to odczuwamy ;))