EMIGRACJA

Narzekasz na NFZ? To znaczy, że jeszcze nie znasz NHS.

Myślisz, że wszystkie kawały zaczynające się od przychodzi baba do lekarza zostały stworzone w oparciu o naszą ojczystą służbę zdrowia? Taką, przy której lepiej nie chorować, a i zdrowego nieraz szlag trafia jak potrzebuje coś załatwić. Taką, która służy systemowi samemu w sobie, a nie chorym ludziom. Taką, z którą użerają się już noworodki, a właściwie ich matki. Jeśli kiedykolwiek uważałaś, że ta baba, która idzie do lekarza, pochodzi z Polski, być może miałaś rację. Niewykluczone jednak, że to Angielka była. A ten lekarz to pracownik NHS.

Na pewno znasz przekazywane z ust do ust legendy o tym, jak źle wygląda służba zdrowia w Wielkiej Brytanii. Ja też je słyszałam i jeśli mam być szczera, byłam przerażona życiem w kraju, w którym raka leczy się paracetamolem, a torbiele każe moczyć w gorącej wodzie aż dolegliwość sama minie. Słyszałaś pewnie, że w szpitalu nalega się, żeby kobiety rodziły siłami natury nawet, jeśli za nimi cesarskie cięcie. Myślę jednak, że nie wiesz wszystkiego. Tak, jak i ja nie wiedziałam, dopóki nie zostałam tą babą z kawałów.

1. Zacznijmy od rejestracji. Czym się różnią przychodnie?

Standardowo porównuję te, które znam. Moją polską przychodnię z przychodnią angielską. Nie mierzę wszystkich jedną miarą, opisuję tylko własne doświadczenia i spostrzerzenia. Proszę, żebyś miała to na uwadze.

W Anglii w przychodni panuje porządek. Taki u podstaw, zaczynając od rejestracji na wizytę. Można powiedzieć, że odwiedzam to miejsce regularnie. Najpierw ze względu na ciążę, przynajmniej raz w miesiącu widziałam położną, w międzyczasie lekarza potrzebował też starszak, a później i Niko. Rejestruję się zawsze na konkretny dzień i godzinę. W zależności od tego czy sprawa jest poważna czy niekoniecznie, termin wizyty wyznaczany jest odpowiednio na ten sam dzień, za kilka dni lub tygodni. Przy rejestracji do lekarza pierwszego kontaktu lub pielęgniarki zazwyczaj mówimy z jakiego powodu potrzebujemy pomocy. Na tej podstawie pani w rejestracji decyduje do kogo powinniśmy iść i kiedy najlepiej. Pielęgniarka w uk ma sporo uprawnień i nie ze wszystkim lecimy od razu do lekarza. Zajmuje się szczepieniami, opiekuje zdrowiem niemowlaków, ma możliwość przepisywania leków (także antybiotyków), pobiera cytologię itd. Kiedy nie ma wiedzy na dany temat lub akurat trafia na poważny przypadek, pacjent jest kierowany do GP (lekarz rodzinny). Z wszelkimi kaszlami, gorączkami i problemami zdrowotnymi oczywiście od razu trafiamy do gp.

Odkąd tu mieszkam, zauważam podstawową różnicę między polską a angielską placówką, znów na korzyść angielskiej. Nie widziałam kłócących się pacjentów podczas gdy w Polsce (w marcu tego roku, w trakcie urlopu, byliśmy dwa razy) ciężej o dzień bez kłótni. Nie ma numerków szmerków bajerków. Jest wyznaczona godzina, jak mam wejść to na ekranie wyświetla mi się pięknie imię, nazwisko (ochrona danych osobowych? haha), jaki lekarz i numer sali. I nie ma, że sobie nie przyjdę jak mi się nie chce, wizytę trzeba odwołać telefonicznie lub osobiście. W przeciwnym wypadku zostanę wywalona z przychodni, tak po prostu.

2. Kiedy właściwie iść do lekarza?

Zasadniczo warto się zarejestrować zawsze wtedy, kiedy uważamy że powinniśmy. Nie ma prostszej rady. Patrzono na mnie z ukosa, prowadzącą dwójkę kaszlących dzieci w celu osłuchania. Bo to tylko kaszel i już przy rejestracji odpowiedziałam około trzydzieści razy, że tak, owszem, potrzebuję wizyty. Nie chcę lekarstw bez wskazania tylko sprawdzenia czy jest wszystko w porządku.

3. Jakich wybierać specjalistów? Polskich czy angielskich?

Podejdę do tematu na przykładzie opieki stomatologicznej i ginekologicznej. Moim zdaniem, idealnie byłoby obie te profesje załatwiać…w Polsce. Opieka ginekologiczna, jaką znasz i z jakiej korzystasz na co dzień, nie istnieje. To GP czyli lekarz rodzinny leczy infekcje, zleca badania etc. Nawet w czasie ciąży tylko w szczególnych przypadkach ciężarną zajmuje się lekarz ginekolog. Zazwyczaj ciążę prowadzi położna, o czym pisałam już TUTAJ. Ponieważ należałam do szczególnych przypadków, nie musiałam korzystać z polskiej opieki ginekologicznej. Zdaje się, że tylko na początku pojechałam na badanie USG by potwierdzić ciążę i zapytać o kwestie, które zostały zignorowane przez szpital.

Dentysta to temat rzeka. Wydaje mi się, że większość Polaków woli leczyć się u polskiego dentysty i generalnie się nie dziwię, bo dopóki mój ząb nie został uszkodzony przez taką właśnie polską panią pożalsięboże doktor z polecenia, też wolałam. Głównie ze względu na to, że łatwiej mi było wytłumaczyć zawiłości moich problemów stomatologicznych, w języku ojczystym. Niedawno zaryzykowałam i udałam się do angielskiej kliniki z dobrymi opiniami pacjentów. Na pierwszy rzut oka mnie nie zachwyciła, ale też to nie ładna podłoga czy klamki będą leczyć moje zęby. Rozmowa ze stomatologiem przebiegła rzeczowo, stan na obecną chwilę został dokładnie sprawdzony, leczenie zaplanowane. Nie wiem czy nie spanikuję, być może moja przyjaźń z NHS urwie się na tym etapie ;).

4. Co trzeba wiedzieć, żeby przetrwać?

Kilka podstawowych rzeczy. Przede wszystkim ogarnąć medycynę językowo. Nie musisz wiedzieć wszystkiego, ale na litość, podstawy anatomii by już wypadało. Nie wystarczy wydukać co nam dolega, bo i tak dostaniemy sto dodatkowych pytań. Pół biedy jeśli na piśmie. Musisz przyzwyczaić się, że jeśli czujesz się umierająca, to nie znaczy, że fakycznie jesteś, zresztą niezależnie od tego gdzie chcesz się leczyć. Powinnaś umieć walczyć o swoje, o ile ci na czymś zależy. Uzyskać wyniki badań, poprosić o osłuchanie płuc, zlecenie jakiegoś badania. W czasie porodu pamiętaj, żeby krzyczeć po angielsku :D.

5. No i jak to właściwie jest z tym paracetamolem?

Lek legenda. Przesadziłam na wstępie z tym rakiem, nikt nigdy mi tego nie powiedział, ale panika przed znanym przecież w Polsce lekiem wśród rodaków jest olbrzymia. Fora aż kipią od nienawistnych w stosunku do nhsu słów. Cóż mogę dodać? Na większość dolegliwości w ciąży radzono mi paracetamol, który wzięłam bodaj raz, jak już nie mogłam wytrzymać. W szpitalu na ścianie wisiała karta dla lekarzy z informacją jakie leki przeciwbólowe przepisać w zależności od nasilenia. Na najmniejsze i średnie bóle – paracetamol. Na większe ale do wytrzymania – kodeina. Na takie, że już traci się przytomność – morfina.

Nie wiem czy to nasza polska cecha, bo nie chcę srać do własnego gniazda za przeproszeniem, ale czy my nie jesteśmy trochę narodem lekomanów? Przyzwyczajeni, że na ból głowy jeden proszek, na złamany paznokieć drugi, a na łupież tabletka plus szampon apteczny. Do tego leki dostępne bez recepty na wzdęcia, dla niejadków, na za duży apetyt, na wątrobę, na brak wątroby, na alergię, na płodność, na chęć życia niedługo. Chcielibyśmy szybko znaleźć rozwiązanie i zazwyczaj leczymy skutek, a nie przyczynę. Telewizja w każdej przerwie reklamowej emituje lekofilmy na całe zło tego świata.

Czy ten paracetamol jest taki zły, że większość Polaków (łącznie ze mną na początku) go krytykuje? No nie jest, bo na infekcje wirusowe nie potrzebujemy antybiotyku i takie działanie przeciwbólowe i przeciwgorączkowe wystarcza. Nie krytykuję angielskiej służby zdrowia za nadużywanie paracetamolu z prostej przyczyny: kiedy dzieje się coś poważniejszego, atakują bakterie, mamy różnego typu infekcje, które wymagają antybiotykoterapii – z dużym prawdopodobieństwem lekarz przepisze nam antybiotyk. Jeśli nie przepisze, a macie pewność (ha! skąd?), że potrzebujecie antybiotyku, poproście o wymaz, o ile lekarz go sam nie zlecił. Proste, prawda? Ale nie dla wszystkich oczywiste.

Od Anglików różnimy się tym, że mamy trochę większą świadomość, jeśli chodzi o nasze zdrowie. Kiedy z młodszym synem jeździliśmy po urodzeniu co drugi dzień na morfologię, ponieważ były podejrzenia bardzo poważnej choroby, na pytanie o wyniki zostaliśmy zapytani czy skończyliśmy medycynę. Przeciętny Anglik zawierza lekarzowi i nie interesują go cyferki. Jest źle? Leczymy. Jest dobrze? To dobrze. To sprawdzone info od położnych, lekarzy i fizjoterapeutów. Od każdego słyszałam, że po raz pierwszy trafia im się tak dociekliwy pacjent, bo przekazywanie kopii wyników badań nie jest tutaj praktykowane.

A jeśli nie chcesz brać paracetamolu, kto cię zmusi?

***

System leczenia w Wielkiej Brytanii nie jest zły. Jest inny. Luźniejszy i bardziej elastyczny. Tak naprawdę nie ma znaczenia czy leczysz się w Polsce czy w Anglii. Nie ma znaczenia czy rodzisz na Wyspach czy w ojczyźnie. Jest nieistotne czy twój katar spowodowała alergia na niedźwiedzie polarne czy po prostu się przeziębiłaś. Ważne na jakiego lekarza trafisz. I czy ten lekarz jest dobry w szukaniu na Google ;).

Krótka historia z morałem, rodem z Wielkiej Brytanii:
Jakie ma pani objawy? Momencik, zaraz znajdziemy co to może być <3. Lekarz nie wziął w rękę stetoskopu tylko otworzył komputer. Może to bloger?

Foto pixabay, Unsplash CC0

4 comments

  1. masir 9 czerwca, 2016 at 10:21 Odpowiedz

    Dziekuje :-* na ten wpis czekałam 🙂 Niedlugo wyjezdzam i tez tak myslalam o tej sluzbie zdrowia 😀 a na koniec padłam haha

  2. Aga z Odkryte Litery 9 czerwca, 2016 at 10:44 Odpowiedz

    Teraz już nie mam na co narzekać. Wystarczy znaleźć dobrego lekarza, dobrą przychodnię, dobry szpital. Da się ! Choć nie wiem jak wygląda sytuacja kiedy ktoś choruje poważnie. Wtedy pewnie jest znacznie gorzej. Ale nie wiem czy gdzieś na świecie istnieje idealny system opieki zdrowotnej.

    • Anna Bartnik 9 czerwca, 2016 at 12:41 Odpowiedz

      Ponieważ potrzebowałam na ten temat informacji, ponoć leczenie i diagnozowanie raka idzie dosyć sprawnie, tzn. krótkie kolejki i czas oczekiwania. Nie wiem jak w innych wypadkach.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.