złochron

Myślałam sobie tak: zabierzemy zabawki i będzie git. Bo wiadomo – tam gdzie rodzice, tam dziecku będzie dobrze. I pewnie byłoby, gdybyśmy dalej mieszkali „u siebie”. A tymczasem…

Mój syn z dnia na dzień stał się niejadkiem. Nieufnym, apatycznym niejadkiem. Jeśli dodać do tego wyżynające się piątki i zmianę otoczenia, nomen omen klops gotowy. Całe szczęście, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Pytaliście, jak Antek zniósł przeprowadzkę, czy się oswoił, czy odczuwamy jakieś różnice. Pierwsze dwa tygodnie to zero samodzielnej zabawy. Obecnie udaje mi się poudawać kamień czy inną nieważną pchłę, nie ma mnie i wypijam gorącą kawę. Zwiększona nieufność, odrobina dezorientacji bo z domu wychodzimy na ulicę, a nie do ogrodu. Na dodatek nie ma jeszcze z nami Loli, a wierzę że pomogłaby w szybszej aklimatyzacji. Odrobinę mniejszy metraż to lepsza kontrola nad coraz odważniejszymi pomysłami dziecka (a jeśli broi, to oznacza akceptację nowego). Po miesiącu jest zupełnie w porządku. Czujemy się jak u siebie, bo właściwie jesteśmy u siebie. Chociaż nadal są momenty, kiedy Antek uczepia się (dosłownie) maminej nogi, jakby była najlepszym schronieniem we wszechświecie.

Zmieniło się coś jeszcze. Jestem złochronem. Przeprowadzka uczyniła ze mnie złochron, nakładając na zmęczone odpowiedzialnością barki, kolejną dawkę odpowiedzialności. Za wprowadzenie dziecka do nowego miejsca w taki sposób, żeby poczuło się jak w poprzednim domu. Za jego dobre samopoczucie, kiedy znikam na ułamek sekundy za drzwiami kuchni, których to drzwi nigdy nie mieliśmy. Jestem złochronem, kiedy mijamy ludzi różniących się od nas, mówiących inaczej. Jestem złochronem bo jestem mamą. I to jest zajebiste uczucie. Tak, właśnie to, kiedy moje zawstydzone dziecko chowa się za moją własną, osobistą nogą tak samo, jak ja chowałam się za nogą mojej mamy. I wtedy kiedy daje rękę do pocałowania, bo się uderzył o huśtawkę. I kiedy zbliża się do końca chodnika i łapie mnie za rękę, żeby przejść bezpiecznie. To ten wiek, ten moment, niekoniecznie związany z migracją. To chyba po to są dzieci. Jednym uściskiem potrafią zmienić cały świat, gdziekolwiek on się znajduje.

5 comments

  1. Magda N. 26 stycznia, 2015 at 07:26 Odpowiedz

    To już miesiąc? Jak to zleciało… Antek jest dzielny,na pewno sobie świetnie poradzi. Początki są zawsze trudne,dla dorosłego,a co dopiero dla dziecka. Mnie też to czeka niebawem,na razie mały jest w brzuszku i tak emigruje 😉

  2. Ania 26 stycznia, 2015 at 20:25 Odpowiedz

    Ręka, żeby przejść ulicę 🙂 Dobre. Dla Magdy przydałaby sie smycz! A są w tym samym wieku. Prawie co do dnia. To kwestia charakteru a nie wieku.

  3. adorea 28 stycznia, 2015 at 10:39 Odpowiedz

    My się przeprowadzaliśmy jak syn miał 1,5 roku i zaklimatyzował się od razu ale przeprowadzaliśmy się z domu pełnego awantur (teściowa) z jednego pokoju do własnego domu gdzie mały miał swój pokój i dużo dużo miejsca, a dodatkowo do domu wprowadził się mały kociak, którego syn nadal uwielbia (teraz ma 4,5 roku)

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.