Równowaga.
Mówi się, że równowaga w przyrodzie musi być zachowana. Jeśli ktoś Ci skasuje samochód, to potem albo Ty kogoś rąbniesz, albo po prostu spotka Cię coś miłego, równoważącego przykre doświadczenie. Ktoś Cię oskubie, pewnikiem niedługo sfinalizujesz świetną transakcję. I byłoby pięknie. Gdyby to było takie proste.
Poszukiwanie równowagi w życiu jest tak trudne, że niejeden zrezygnował i zaczął brać co mu los daje. Krótko mówiąc: położył laskę na swoich planach i marzeniach, skoro nie zaczęły się spełniać jedne po drugich. Swojego czasu też tak zrobiłam. I wiecie co? Równowaga sama mnie znalazła. Przykład? Proszę bardzo.
Długie staranie o ciążę z numerem jeden. Naprawdę długie. Byłam na takim etapie, że nie musiałam ani nie chciałam iść do pracy, tylko poświęcić swój czas na piękne celebrowanie ciąży i spełnianie swoich marzeń, których było bardzo dużo. Od podróżowania po nowe książkowe pozycje na półkach. W tym czasie kolejnym koleżankom rosły ciążowe brzuchy, a u mnie zapełniała się biblioteczka. W końcu powiedziałam: pas. Koniec tego dobrego, ciąża nie zając, czas na pracę. Wybrałam interesujące pozycje, odbębniłam kilka rozmów kwalifikacyjnych i czekałam na ten jeden jedyny telefon, że to właśnie mnie szukają. I zadzwonił. Ale ja byłam w końcówce trzeciego miesiąca i wiedziałam, że pracodawca prędzej zje swoją księgową, niż przyjmie mnie w ciąży do pracy. Równowaga pełną gębą. Przyszła, gdy przestałam jej szukać.
Z dzieckiem jest dokładnie tak samo. Odkryłam to w momencie, gdy mój dwulatek zaczął się buntować. Jasne, że na swój sposób i w ogóle mam wrażenie, że jakoś delikatnie. Nie mam pojęcia czym jest rzucanie się na podłogę w sklepie, ale jęk „nie te buty”, „nie chcę tam iść”, „no choooodź”, „kocham kota – a masz!” słyszę codziennie. Momentami jest mi przykro, bo nie mam pojęcia jak młodemu pomóc oswoić nowe dla niego emocje. Nie zawsze potrafię wytłumaczyć, bo sama nie jestem pewna, czy to co czuje w danej chwili to złość, smutek, niemoc czy wszystko razem.
Ale nie ma tego złego. Bo wraz z doświadczaniem negatywnych emocji, przyszły też te dobre, a ich eksplozja wprawia mnie niejednokrotnie w osłupienie. Nie wiedziałam, że oczy mi zaczną łzawić jak usłyszę „kocham Cię mamo, dobjanoc” albo gdy tysięczny raz mnie przytuli i zapewni „moja mama”. Nawet teraz się wzruszam, chociaż numer jeden smacznie śpi, a ja próbuję sklecić kilka sensownych zdań. Dla równowagi.
A mąż – spytacie? Czyż to, że pracuje w ciągu dnia, a w nocy jest z nami, nie jest potwierdzeniem teorii jakoby wszystko w świecie miało się równoważyć? No dobra, to nie najlepszy przykład. Mam lepszy, chwileczkę. Wczoraj obchodziliśmy piątą rocznicę ślubu. I obydwoje o niej zapomnieliśmy – to się nazywa synchronizacja! Ale pamiętali nasi bliscy – teść, teściowa, rodzice. Na dobre nam wyszło. Bez spiny, po prostu razem.
W naszej codzienności ciągle obserwuję, jak różne światy docierają się i w końcu stają na równi. Raz jest zimno, raz ciepło. Raz płaczę z bezsilności, a raz ze szczęścia. Jednego dnia nienawidzę pieprzonej, wietrznej Anglii po to, żeby kolejnego pokochać ją całym sercem za piękne skwery, przyjaznych ludzi i sprawną pocztę. Tęsknię za Polską, ale ona przylatuje do mnie co jakiś czas. A, i jeszcze jedno, tak dla potwierdzenia mojej teorii równowagi na amen.
Do znikających zapasów w lodówce, wprost proporcjonalnie wzrastają cyferki, które pokazuje waga gdy na niej staję. Serio. To się dzieje naprawdę.
Życie każdego z nas pełne jest wyborów, których musimy dokonywać każdego dnia 😉 Są lepsze i gorsze dni, a z Twojego wpisu czytam zmęczenie i lekkie wyczerpanie materiału. Będzie lepiej – trzeba przetrwać <3
Wręcz przeciwnie 😀 świeci słońce, a ja wracam do życia! Właśnie w tym rzecz, żeby nie szukać, bo to co niezbędne, znajdzie nas samo, czy tego chcemy czy nie.
No to świetnie :)! Jak coś nam jest pisane to przyjdzie, to prawda!
Też kocham tę równowagę w świecie. Wierzę, że dobra karma do nas wraca (tak samo jak zła). Znalazłam dziś w domu karalucha, mimo, że codziennie sprzątam jak szalona i jest u nas sterylnie. Przed chwilą wystrzeliła żarówka w salonie, nie mamy zapasowej, a jutro Niedziela… Ale właśnie wyczytałam w internecie, z okazji iluśtam lecia istnienia Monachium jutro w centrum sklepy otwarte! No i wreszcie mamy całą rodziną wspólny wolny dzień. Pierwszy od dawna, który w całości spędzimy w trójkę, bez rozjazdów, bez pracy, od rana do wieczora razem. Więc w sumie tym karaluchem chyba nie ma się co przejmować, wpadł tu przez pomyłkę, bo chciał iść do sąsiadów-brudasów, a przecież rano znów przez okno zobaczę wiewiórki skaczące po drzewach!
Cudownie! Nie lubię karaluchów, ale za to przepadam za pająkami, tak dla równowagi ;).
Święto w Monachium? W Manchesterze też 🙂 jutro Manchester Day, mam nadzieję że uda nam się pojechać.