Postanowienia noworoczne, których już nie spełnisz.
Dobra, dobra. Wiem, że trwa ogólny ban na postanowienia noworoczne. Nawet ja zrobiłam tylko dwa! Wydaje mi się, że brak postanowień nie jest związany z tym, że nie chcemy nic zmienić, ale że nie wiemy jak to zrobić. Do tej pory się nie udawało? Nic dziwnego, najwyraźniej źle się do tego zabierałaś.
Łatwo jednego dnia stwierdzić, że rzucamy wszystko w cholerę i od tej pory będziemy żyć jako minimaliści. Oczywiście do momentu, w którym znów zaczynamy obrastać w przedmioty. Chcesz podróżować? Szkoda tylko, że boisz się latać, a poza tym nie dostaniesz dłuższego niż dwa tygodnie urlopu. Jesteśmy pozbawione obiektywizmu i nie potrafimy spojrzeć na nas same i nasze życie szerzej. Jednocześnie wydaje nam się, że doskonale ogarniamy i co to dla nas: zaplanować zmiany na kolejny rok. Otóz muszę cię rozczarować. Jeśli coś w życiu sprawia trudność, to bez wątpienia są to zmiany – zarówno dobre, jak i złe.
Od zmian zaczynają się punkty zwrotne w życiorysie. Jeśli mamy cosntans, czujemy się bezpiecznie, ale przecież nie o to chodzi. Dlatego, chociaż brzmi to banalnie: chcesz coś zmienić – nie czekaj, tylko działaj.
1. Spisuj pomysły.
Jestem osobą, której lepiej się żyje bez kalendarza, ale dopiero zapisywanie wszystkich myśli w jakiś sposób ukierunkowało rozwój bloga, na którym właśnie jesteś i zaplanowane działania. Nie robię jednak planów na rok do przodu, jeśli nie muszę. Ciężko przewidzieć co się stanie w przyszłości, więc skupiam się na najbliższym miesiącu. W każdym tygodniu zapisuję sobia małe postanowienia noworoczne i jedną rzecz do realizacji.
I żeby było jasne, to w ogóle nie muszą być ogromne sprawy ani nawet marzenia. Po prostu plany, które chcemy zrealizować. W moim styczniowym kalendarium znalazły się:
- spotkanie autorskie z Markiem Krajewskim, moim ulubionym autorem polskich kryminałów – wybieram się już w najbliższą sobotę
- robienie każdego tygodnia siedmiodniowych list zakupów (pierwszą mam już za sobą!)
- regularne publikowanie na blogu i robienie to z jakimkolwiek planem, bo do tej pory różnie bywało
2. Działaj.
Małymi kroczkami. Kiedy pomyślisz, że masz do przejścia 30 km, będzie wydawało się, że to długa droga. Wyznaczaj sobie małe cele: do najbliższej latarni, do skrzyżowania, do czerwonego budynku i…minie niewiadomo kiedy. Od pewnego czasu właśnie tak postępuję i naprawdę działa. Brawa dla mnie :D.
Od pierwszego stycznia robię coś, co wydaje mi się, że będzie super. Trochę się boję, bo to dla mnie zupełna nowość, ale działam mimo wszystko. Do przodu i do celu. Jak się uda – wspaniale, a jeśli nie – znajdę cel, który może będzie dla mnie bardziej realny,
3. Nie czekaj na przełom.
Wiesz, Sylwester to był taki fajny moment, żeby cały rok zobaczyć z góry, ale czy potrzebujemy tych dat, żeby cokolwiek zrobić? No nie. Ja na przykład postanowiłam wrócić do znajomości sprzed lat, które zgubiły mi się gdzieś po drodze. Na emigracji najbardziej brakowało mi ludzi i szkoda mi życia, żeby rozmawiać z nimi tylko przez Messenger. Przecież znacznie lepiej jest się spotkać, prawda?
Z przyjaciółką z zerówki (!) spotkałyśmy się po jakichś 15 latach. To połowa życia, sama jestem w szoku. Da się? Jasne, tylko trzeba chcieć.
4. Zamień słowa „mam zamiar” na „zrobię to”.
Nie mam zamiaru oszczędzać na podróż marzeń. Robię listy zakupów, obserwuję zmiany w wydatkach i odkładam, jeśli mogę. Nie czekam aż znajomi zadzwonią, żeby się umówić, tylko biorę telefon i zapraszam ich do siebie.
W 2018 roku nie planuję wielkich rzeczy. Planuję rzeczy małe i osiągalne, z których można ulepić coś bardziej spektakularnego. Postanowienia zmieniam w realizacje, bo bardziej od nich, wolę zobaczyć listę rzeczy, które osiągnęłam w mijającym roku.
Jeśli podobał Ci się ten wpis, będę wdzięczna jeśli:
- zostaniesz ze mną na fp SIMPLYANNA
- zajrzysz na mój INSTAGRAM
- udostępnisz ten wpis znajomym
- zobaczysz inne z wybranej kategorii, np. o kobiecie, która patrzyła jak płacze i nic nie zrobiła lub o wakacjach z dziećmi.
Idąc Twoim tokiem rozumowania: zrobię to! Wreszcie wrócę pełną parą do blogowania. Nawet sobie to zapisałam 🙂
Słuszna decyzja. Jedna z moich ulubionych blogerek powinna blogować! 😀