Piernik. Nie piernicz, tylko piecz!

Święta tuż tuż….żartuję! Jeszcze sporo czasu minie, nim nasze domy rozświetli blask migających lampek choinkowych. I chociaż piernik jest ciastem bardzo bożonarodzeniowym, można (i trzeba!) go jeść okrągły rok.
Przepis jest banalny, wychodzi prawie zawsze.
Składniki:
1 kostka masła/margaryny
1/2 szklanki cukru
3 jajka
1/2 szklanki miodu
1 szklanka mleka
1 opakowanie przyprawy do piernika
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 szklanki mąki pszennej
4-5 łyżek kakao
orzechy, rodzynki
Wykonanie:
1. Ucieramy kostkę masła/margaryny z 1/2 szklanki cukru. Kiedy masa będzie już jednolita, dodajemy po jednym jajku, nadal ucierając. Następnie dodajemy miód.
2. Na osobny talerz przesiewamy mąkę, proszek, kakao i przyprawę – wszystko mieszamy.
3. Dodajemy po łyżce suchych składników na przemian z odrobiną mleka, masę ciągle miksujemy, aż wszystko znajdzie się w jednej misce. Na koniec możemy dorzucić bakalie i wymieszać drewnianą łyżką.
4. Masę przelewamy na blachę lub tortownicę (ja najczęściej używam takiej z metalowym pierdolniczkiem po środku, po upieczeniu w środku ciasta jest dziura choć akurat na zdjęciach jest bez). Pieczemy 50-55 minut w temperaturze 175-180 stopni, aż do suchego patyka.
UWAGA
Zdarza się, że podczas miksowania masła z cukrem, masa się zwarzy. Wtedy możemy ją bardzo delikatnie podgrzać w kąpieli wodnej, żeby grudki się roztopiły i gotowe :).
UWAGA 2
Zwiększysz swoje szanse na udane ciasto, jeśli wszystkie składniki będą miały tę samą temperaturę, więc jeśli z jajka z lodówki to margaryna i mleko też i odwrotnie – jeśli temperatura pokojowa to wszystkiego.
Smacznego!
Tak miło kojarzy mi się z własnym domem rodzinnym i mamą, która musi mieć 'coś’ upieczone. Często go robiła i dalej go robi.
Jak patrzę, to mam wrażenie, że czuję ten zapach 🙂
O, mi tak samo. I jeszcze jabłecznik, u nas królował co niedzielę (i może dlatego za nim nie przepadam ;)).
Zwarzonej masy jajeczno-cukrowej nie trzeba niczym ratować, kucharko 😉 (to proces bardzo naturalny).Wystarczy dodać mąkę i wszystko wraca do normy. Nie ma to wpływu na końcowy wypiek, więc w sumie to ta wskazówka jest jakby zbędna…
Ciekawa uwaga zważywszy, że w szkołach uczy się jak masę wyprowadzić, a podany sposób jest jednym z wielu. Nie wspominając o tym, że nie zawsze wszystko wraca do normy, kucharko.