Nigdy nie będziesz szczęśliwa.
Wymagasz od siebie niemożliwego. Z mistrzowską precyzją planujesz dzień, w którym główną rolę grają inni. Gotujesz obiad, ogarniasz dzieciaki, nawet do męża wyczarujesz dobre słowo. Pranie samo wskakuje do pralki, żelazko niemal przyrosło do ręki. Trzewiki są ciasne, ale siedzisz w nich z przyzwyczajenia. Typowy dzień matki. Znasz to?
Biczujesz się w myślach, że podniosłaś głos o dwa tony, za mało czasu poświecasz dzieciom. W kiblu czytasz artykuły o tym, że powinnaś zrobić coś dla siebie. Przecież to tylko 30 minut w ciągu dnia! Dziwne, że jeszcze nie potrafisz rozciągać doby. Żonglujesz zadaniami, wyznaczasz i spisujesz wszystkie, o swoich starasz się pamiętać a w między czasie dokładasz kolejne. Zdążysz.
Zewsząd atakują cię idealne matki idealnych dzieci. Ten rośnie w 50 centylu, tamten śmiga po angielsku, a ty się martwisz, że twój trzylatek ledwo duka „mama am”. Dzielisz się z innymi wątpliwościami, szukając pocieszenia w harpiach czychających na najdrobniejsze potknięcie. Mówisz, że ciężko ci czasem, że nie wiesz w co ręce włożyć, że zakupów z dzieciakami nie dasz już rady. Pojedziesz sama.
Ale jak to? Twoje dzieci zrzucają coś z półek? Nie słuchają poleceń? Na głowę ci weszły! Wszystkie inne są absolutnym przeciwieństwem krnąbrności, którą nosiłaś pod sercem przez 9 miesięcy. Musisz coś zmienić, otrzeźwieć, wziąć się za nich. Bolą takie opinie, prawda?
A ta, że karmisz dwulatka piersią, gdy to robi się obrzydliwe?
A ta, że jeśli miałaś cesarskie cięcie, to nie urodziłaś dziecka?
A ta, że nie chciałaś karmić, co z ciebie za matka?
Mnie kiedyś bolały. Od zawsze uczeni jesteśmy równać do ogółu. Wszyscy tacy sami, na tę samą modłę. Wyróżniasz się? Wylatujesz. Zaczyna się w podstawówce, kiedy jedno z dzieci jest ubrane w ciuchy bez markowych metek albo nie ma swojego telefonu. Wystarczy, że mama robi mu do szkoły ulubioną kanapkę. Powód do drwin zawsze się znajdzie.
W liceum trzeba być szczupłym, modnym i zbuntowanym. Średnia najlepiej się sprzedaje, bycie średnim popłaca. Na studiach jest trochę lepiej, ale wystarczy, że któraś z dziewczyn zajdzie w ciążę – pewnie wpadka! Albo bierze ślub – pewnie jest w ciąży! Albo gorzej wygląda – pewnie balowała dzień wcześniej do rana!
Myślisz, że dorośli są bardziej oszczędni w słowach?
Kiedy pierwszy raz przeczytałam, że nie urodziłam dziecka, bo miałam cesarskie cięcie, zatkało mnie. Zastanawiałam się: kto w takim razie codziennie rano prosi o krótką bajkę na YT? Z kim spędziłam w polskim szpitalu kilka dni? Czy przypadkiem cesarka nie nazywa się „porodem przez cesarskie cięcie”? Halo, policja? Proszę wysłać kogoś na facebooka, bo paniom od szybkiego łącza LTE zwoje przepaliło!
Nie jestem specjalnie szczęśliwa, że mój starszy syn urodził się właśnie w ten sposób. Nie miałam na to żadnego wpływu, mogłam najwyżej pochlipać w mężowski rękaw jak już było po wszystkim. Nie widziałam mojego dziecka przez 17 godzin po porodzie. W ogóle nie czułam, że urodziłam, nie mogłam się uśmiechnąć kiedy już mąż przywiózł mi małego na salę. Nie umiałam, bo w myślach wciąż byłam w ciąży i liczyłam na poród siłami natury.
Dzień przed cc ktoś bliski powiedział mi, że cc to przekreślenie więzi z dzieckiem. Że będę gorsza.
Dzisiaj tylko się uśmiecham. Nie udało się, trudno. Jeśli to był koszt życia mojego dziecka, mogłabym mieć tą pieprzoną cesarkę i tysiąc razy. Mam w dupie opinie innych i tobie, droga mamo, też to radzę. Pogodziłam się z tym, że nie na wszystko mam wpływ i absolutnie nie życzę sobie, żeby moje szczęście i radość posiadania dziecka zniszczuła jakaś ona.
Mam gdzieś, że o mojej emigracji różnie mówiono. Każdy snuł swoją teorię, po powrocie się to nie zmieniło. Byłam przez chwilę szczęśliwa tam, teraz jestem tutaj. 3 lata to krótko? Proszę bardzo, niech spróbuje każdy, kto za granicę jeździ tylko na wakacje.
Znudziło mnie poklepywanie po ramieniu, gdy w towarzystwie odmawiam picia alkoholu. Z przywyczajenia zaczynam się tłumaczyć: karmię. Ale jak to? Jeszcze? A może czas skończyć? Może czas…żebym to ja decydowała kiedy i co zrobię, w jakich momentach będę szczęśliwa i kiedy powiem: dość!
Ty też nigdy nie będziesz szczęśliwa, jeśli już zawsze swoje szczęście będziesz uzależniać od opinii innych.
Blog to moja praca i pasja. Poświęcam mu mnóstwo czasu, często kosztem innych aktywności. Będzie mi miło, jeśli doceniasz moje zaangażowanie i:
* polubisz mój profil na facebooku SIMPLYANNA (klik)
* zobaczysz co u nas słychać na INSTAGRAMIE (klik)
* udostępnisz ten wpis innym
Powiem szczerze, że po 7 latach bycia mamą (a już nawet wcześniej mi to zaczęło wychodzić:)) mam w nosie co sobie myśla/robią inne matki/inni ludzie 🙂 Ale oczywiście nie wyssałam tego wraz z urodzeniem dzieci 🙂 Też musiałam do tego dorosnąć 🙂 moje drugie dziecko karmię nadal piersią, a ma 3 lata – jak mnie się ktoś o to pyta to po prostu mówię, ze chce pobić rekord w rodzinie aż dziecko pójdzie do szkoły 🙂 temat zakończony 🙂