WROCŁAW

Muzeum Narodowe we Wrocławiu.

Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Stare i prawdziwe porzekadło. Co prawda liceum nie było, ale muzeum owszem. I to jakie! Wielkie, ciekawe, ze świetnymi wystawami i….bez toalety dla rodzica z dzieckiem. Nawet rozumiem dlaczego. A Ty możesz u mnie o tym przeczytać. Muzeum Narodowe we Wrocławiu.

Zaczęło się bardzo niewinnie. Wiatr hulał, ale olbrzymie drzwi co chwilę uchylały się zapraszająco, kiedy do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, wchodzili kolejni zwiedzający. Już od wejścia witało nas przyjemne, choć chłodne wnętrze. Miły Pan w garniturze pokazał, gdzie udać się do szatni, parkomat zjadł pieniądze i nie dał niczego w zamian. A nie, wróć, najpierw był ten cholerny parkomat, a dopiero potem Pan. Pierwszy przystanek: ławka w holu głównym i pytanie starszej, uprzejmej kobiety, za 1000 punktów: to chłopiec czy dziewczynka? Dodam, że koszula w kratę, sztruksowe spodnie i męskie skarpety z myszką Mickey, Pani nie przekonały :). Mamusia dumna, bo synek taki ładny, że to pytanie nie było ostatnim tego dnia.

Oddawszy kurtki do szatni, ruszyliśmy na podbój muzeum. Zwiedzanie warto zacząć od samego dołu. Płyty nagrobne Leszków – rzezimieszków (wybaczcie, zapamiętałam tylko niesamowitą rzeźbę Chrystusa Boleściwego, z ok. 1370 roku) są naprawdę piękne, ale nie na tyle, żeby poświęcać im dużo czasu. Moje serce chciało jak najszybciej znaleźć się w salach malarstwa polskiego i europejskiego.

Najpierw trzeba było zaliczyć średniowiecze. TB zrobił zdjęcie pięknego Tryptyku Koronacji Marii, 1370-1380.

DSC_0009

DSC_0010

Malarstwo zaczniemy od fantastycznego portretu Emilii Skórzewskiej z 1857 roku, autorstwa Friedricha Keila. I pierwszy komentarz szanownego męża: nie mogli jej jakoś wyretuszować ?! Podejrzewam, że nie mogli ;). Kokardy nie  robią wrażenia na zdjęciu, ale na żywo to właśnie one przykuwały nasz wzrok. Jest w tym portrecie coś przyciągającego. Jakaś magnetyczna siła, która kazała mi przed nim stać i podziwiać, póki Budzik nie zaczął ze zniecierpliwienia puszczać oczka do każdego pracownika płci pięknej w muzeum.

DSC_0016

To pierwsza wizyta w tym miejscu z dzieckiem, ale n-ta moja i któraś z kolei TB. Już jako kilkulatka byłam regularnie zabierana do Muzeum Narodowego. Chyba właśnie dlatego czuję się w nim bardzo swobodnie i pierwszorzędnie gram znawcę dzieł sztuki, choć tak po prawdzie nie to ładne, co ładne, tylko co się komu podoba. Były takie, które sama mogłabym namalować. Oczywiście gdyby mi się chciało, a mi – uparcie, od lat – zwyczajnie się nie chce. Generalnie, tym razem postanowiliśmy szukać w postaciach z obrazów, podobieństwa do współczesnych osób. Przyznacie, że to prawie Robert De Niro…

DSC_0013

Widzieliśmy też przodka Budzikowego pediatry, członków naszej rodziny. Tylko te dzieci jakoś dziwnie wyglądają. Albo twarze zniekształcone, albo dorosłe, albo zupełnie nienaturalne. W międzyczasie podziwiałam muzealne….grzejniki. Taki nałóg.

DSC_0022

DSC_0027

Następne obrazy to nie jakieś tam bohomazy (znawca, mówiłam), ale prawdziwe dzieła sztuki (wiem, wiem, każdy okaz muzealny jest dziełem sztuki). Nasza trójka tworzy zgrany team. Dlaczego? Bo jesteśmy szczególarzami. Im więcej elementów, których nie widać na pierwszy rzut oka, tym lepiej.

Bernardo Belotto zwany Canaletto, Wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu, 1779. Genialne.

DSC_0028

Wilhelm Leopolski, Zgon Acerna, 1867.

DSC_0033

Kolejny mnie rozbawił, nie wiem czemu. Wyraz twarzy? Figlarna poza? Władysław Jarocki popełnił Portret własny na nartach, 1909.

DSC_0035

Co zrobić, kiedy dziecku zaczyna się koszmarnie nudzić? Uczymy się chodzić. To znaczy nie siebie, tylko dziecię.

DSC_0054

DSC_0054

DSC_0038

DSC_0039

DSC_0044

DSC_0047

DSC_0050

Na zdjęciach tego nie widać i nie dałam Wam tego odczuć, ale Budzik był jedynym dzieckiem w muzeum. Jedynym takim małym w ostatnich dniach albo i tygodniach (już wiecie, skąd brak toalety dla rodzica z dzieckiem). Prawdopodobnie właśnie dzięki temu, udało się naszemu synowi kupić uwagę i serdeczny uśmiech każdej, mijanej pani. Po kilku nieśmiałych spojrzeniach, płeć piękna zaczęła go żywo interesować. Głośno się śmiał, robił papa i puszczał oczko. Nasz mały kawaler, kto by pomyślał? Poza tymi wybuchami radości  był bardzo skupiony, spokojny i grzeczny. Pokazywaliśmy mu różne szczegóły, konie (bo to jedno ze zwierząt, którego odgłos potrafi naśladować), kolory oraz twarze (tu oko, a tu nos itd.).

Jeśli zastanawiasz się, czy muzeum to odpowiednie miejsce dla niemowlaka, odpowiem: TAK! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego byliśmy jedynymi rodzicami z maluchem. Sobota, południe i całe, okrągłe 0 zł za wstęp. Mieszkańcy Wrocławia, rodzice z dziećmi, nudziarze siedzący w 4 ścianach, obudźcie się! Muzeum Narodowe jest FANTASTYCZNE, warte zobaczenia nie jeden, ale wiele razy. Sama słyszałam „po co ciągać takie maleństwo do muzeum, skoro i tak nic nie zrozumie?”. Pójdźmy tym tokiem rozumowania: to co, mówić też nie ma potrzeby? A uczyć kolorów, odgłosów, tańca czy zabawy? Po co to wszystko? Jak rozwinąć w dziecku poczucie piękna, estetyki, jeśli nie przez pokazywanie tego, co piękne i estetyczne? Jak nauczyć mądrości, jeśli nie przez przekazywanie tego, co mądre? Obrazy to nie zaklęte, zatrzymane w czasie postaci i sceny. To historia, uczucia, kolory, zapachy (!), ludzie. Nie tylko warto, ale trzeba pokazywać ten świat najmłodszym. Czym skórka za młodu….

Tu dowód. A propos młodu, a propos karmienia….Budzik wiedział o co chodzi. Wcale nie jest za mały na muzeum!

DSC_0062

11 comments

  1. ede flo 17 lutego, 2014 at 11:28 Odpowiedz

    Dziękuję za ten tekst 🙂 Dziecko to przecież też człowiek, tylko mały. I rozumie więcej niż nam dorosłym się wydaje. Mądrze i dobrze wychowujesz swojego syna, wyrośnie na mądrego i dobrego chłopaka 🙂

  2. Mo Bloguje Blog Mobloguje.pl 17 lutego, 2014 at 16:05 Odpowiedz

    Ja dziecko zabieram do muzeów i galerii, ale nie do Narodowego – to jest najnudniejsze na świecie! Jeszcze podczas wystawy „Od Cranacha do Picassa” to ok (ale byłam wtedy w ciąży, więc nie wiem czy obecność Pulpeta się liczy), ale pośród wszystkich wrocławskich muzeów moim zdaniem Narodowe to najgorszy wybór na wyprawę z dzieckiem. W Muzeum Sztuki Współczesnej, Humanitarium, Galerii Awangarda czy w Arsenale spotkasz dzieci i rodziców. Nie bez powodu właśnie tam, a nie w Muzeum Narodowym 🙂

    • Boodzik 17 lutego, 2014 at 17:04 Odpowiedz

      Haha, dla każdego coś innego :), zależy co Cię interesuje. My bardzo lubimy Narodowe, ja uwielbiam malarstwo więc zaczęliśmy właśnie od tego. Dla takiego malucha jest właśnie super – mało ludzi, duża przestrzeń. Wcale mnie nie ciągnie tam, gdzie tych dzieci jest więcej więc raczej będziemy wybierać mało popularne dni i godziny ;). To dopiero początek wypraw.

      Arsenału nie cierpię. Najgorsze Muzeum to Mineralogiczne :D, dla mnie najnudniejsze.

  3. Kinia 17 lutego, 2014 at 18:33 Odpowiedz

    Fajny wpis 🙂 Nawet Tato nieśmiało się pojawia 😉 Pamiętam z dzieciństwa wystawę impresjonistów w Krakowie, stojąc w kolejce czułam się strasznie zburzona i „ciągna” przez rodziców. Opłacało się wyczekać ponieważ do dziś pamiętam „Słoneczniki” VG i nieskończoną ilość warstw które dawał wspaniałe światło i sprawiały wrażenie przestrzenności…a przecież byłam małą dziewczynką – ktoś by mógł powiedzieć że nadaję się bardziej do zabawy w kulkach. Ja również doceniam zapach takich miejsc i to że można „poczuć ” ciszę i skupienie.

  4. mamania1 17 lutego, 2014 at 21:09 Odpowiedz

    tez bym sie z mila checia wybrala ale niestety u mnie w okolicy nie ma nic najblizej wroclaw do ktorego mam prawie 100 km 🙁

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.