Florencja, Piza, Mediolan – najwięksi przegrani włoskich wakacji.

Trudno odmówić piękna Florencji, wyjątkowości Pizie i klasy Mediolanowi. Na pewno odznajdziesz się w nich, jeśli podczas wakacji szukasz zabytków, kultury, klimatu, wojska, morza turystów, wyższych cen, kieszonkowców i brudu. Powiesz, że to tylko dodatki?
Florencja. Zawiodłam się? Nie, bo niczego nie oczekiwałam.
Fakt, do Włoch wybraliśmy się w szczycie sezonu i na szczęście byliśmy nastawieni na małe miasteczka i klimatyczne toskańskie wioski. Gdyby nie to, te wielkie i piękne miasta znięchęciłyby mnie do dalszego poszukiwania ulubionych włoskich miejscówek. Nie są stworzone dla rodzin z dziećmi, nie zaznasz w nich spokoju i z mojego punktu widzenia bardziej służą zaspokojeniu ciekawości niż faktycznemu obcowaniu z kulturą.
Florencja jest zachwycająca, ale ciężko podziwiać Duomo, kiedy przed Tobą stoi kilkaset osób, a tłum z tyłu pcha się prosto w Twój tyłek. O kilometrowej kolejce do wejścia na wieżę nie wspominam, bo takie atrakcje z góry odpuściliśmy. I to nie ze względu na dwójkę małych dzieci.
Zanim jednak dotrze się do centrum, trzeba gdzieś zaparkować (tu od razu nadmieniam: na pewno lepiej wybrać się w podróż do większych miast pociągiem i trochę nasz błąd, że nie spróbowaliśmy! Z drugiej strony wszystko ze względu na chłopców i dość szybkie tempo – ten środek transportu nam nie pasował, ale następnym razem postaram się tak rozplanować podróż, żeby na miejscu korzystać z masówki).

We Florencji zachwyciły mnie punkty widokowe i panorama miasta. Żałuję, że na Piazzale Michelangelo nie byliśmy o zachodzie słońca… O wiele bardziej podoba mi się widok Katedry w 3 sezonie Domu z Papieru. Zimą. Może to jakaś opcja?
Piza? To tylko punkt do odhaczenia.
Miejsce, które ma niewiele do zaoferowania oprócz krzywej wieży, a i ta wieża niespecjalnie zachwyca. Nadmienię tylko, że prawdopodobnie jestem odosobniona w tej opinii, turyści na miejscu wyglądali na zachwyconych. Podobnie, jak nasze dzieci – budowlę znały z książek i zobaczenie jej na żywo zrobiło na nich wrażenie.
Jest ładnie, tłoczno, po chwili znowu ładnie i równie tłoczno. Nie zdjęcia są najważniejsze, ale jeśli marzycie o samotnym selfie z krzywą wieżą, to fotograf musi położyć się na ziemi :). Darowaliśmy sobie.
O wiele lepiej w Pizie zobaczyć Piazza dei Cavallieri, gdzie z jednego miejsca można podziwiać szereg wspaniałych zabytków lub
Museo delle Sinopie dla miłośników sztuki (szkice fresków z murów Camposanto).

Mediolan – największy zachwyt i przegrana jednocześnie.
Kto był w Mediolanie, zrozumie mój zachwyt tym miastem. Udało nam się dość szybko i sprawnie (i tanio!) zaparkować na parkingu Matteotti, stamtąd przez Corso Vittorio Emanuele II doszliśmy w okolice Duomo.


Widok? Nie-sa-mo-wi-ty. Gdyby nie ogromne tłumy, powiedziałabym, że to najpiękniejsza Katedra, jaką widziałam. Te detale, dokładność w połączeniu z monumentalną wielkością robią niezapomniane wrażenie.

Dość powiedzieć, że gdziekolwiek spojrzysz w Mediolanie – jest pięknie. Dlaczego zatem nazywam Mediolan największą przegraną? Bo to nie jest miejsce dla każdego. Z dziećmi czuliśmy się w tym mieście niepewnie – na każdym kroku wojsko i policja, masa (MASA!) nagabywaczy wciskających Ci w ręce sznurki, ziarno, pamiątki. Marzę o dniu, w którym Milano przywita nas pustymi uliczkami. Wtedy z przyjemnością wrócę!
Włochy mają wiele twarzy. Inny klimat poczujesz w Rzymie, inny na Sycylii i inny w Wenecji. Nie wszystkie twarze Ci się spodobają, jak w życiu. Trzeba jednak wszędzie szukać pozytywów, więc…lody były zawsze pyszne!
Podobał Ci się ten wpis? Polub go i udostępnij swoim znajomym.