depresja objawy

Był słoneczny sobotni poranek. Podobny do Twojego wczoraj i kilka dni temu. Zaparzyłam kawę tak, jak zazwyczaj ty to robisz. Z niesmakiem spojrzałam na ostatnią kromkę czerstwego pieczywa. Być może w tym momencie zaczynają się różnice między nami. Kawę wypiłam z niemałym obrzydzeniem, bo okazało się, że dzień wcześniej zapomniałam kupić mleko. Bez mleka nie lubię. W ogóle nic nie lubię. Idę spać, choć do wieczora daleko. Wiem, że popełniam błąd – drzemka w południe oznacza kolejną bezsenną noc. Czy zawsze początek wygląda podobnie? Był taki czas, że kilka miesięcy uciekło mi przez palce, dosłownie. Dni zamywały się między sobą, pory dnia, godziny. Chwila po chwili traciłam cenny czas. Już nigdy go nie odzyskam, ale wiem jak nie stracić kolejnych. Nawet wtedy, kiedy jedną nogą stojąc w bagnie, szukam gruntu i drugą wdeptuję w jedyne gówno w okolicy.

Ja, kilka lat temu. Depresja objawy, których nie pamiętasz.

DSC_1686

Najpierw jako świeżo upieczona absolwentka Politechniki Wrocławskiej, z tych wygadanych i rezolutnych, które nie mają większych kłopotów z nawiązywaniem znajomości, na dodatek ogromnymi perspektywami bo kierunek taki niby przyszłościowy, usiadłam po obronie przed komputerem i zaczęłam wysyłać CV. I wysyłałam, wysyłałam…Potem wysyłałam jeszcze więcej, a wiadomości płynące ze szklanego ekranu: kryzys, bezrobocie i czarna dziura raczej nie sprawiały, że świat wyglądał jak przez różowe okulary. Zresztą, przecież w okularach wyglądam mocno tak sobie. Dostać pracę po znajomości to wstyd, a stanie za ladą to syf. W sensie że nie dla mnie, bo przecież żadna praca nie hańbi – tak mówią. Marazm, którego doświadczyłam był straszny. Po pewnym czasie już nie marzysz bo wiesz, że nic się nie spełnia. Więcej uwagi poświęcałam marzeniom niż ich realizacji i to był mój pierwszy, podstawowy, może największy błąd.

Sumiennie powtarzałam go przez kilka następnych miesięcy. Z jednej strony realizowałam zamierzenia jakbym podbijała kartę w pracy – bez przekonania i perspektywy. Pochłaniały mnie kolejne projekty. Niektóre z nich zostały zakończone, inne być może ujrzą światło dziennie w przyszłości. W żadnym z nich się nie realizowałam, a one same realizowane były tylko, albo aż, dzięki zdobytej wiedzy i umiejętnościom. Jak robot. Wieczorami w lustrze widziałam zmęczoną dziewczynę, która nie wie czego chce od życia, ale wie że czegoś chce. Twardy orzech, chyba przyznasz. Najgorsze były te momenty, kiedy przede mną nie było żadnego celu. To tak jakbyś szła drogą a równolegle do Ciebie szli inni ludzie. I widzisz, że jeden z nich ma na końcu podróż życia, drugi wymarzoną pracę, przed następnym stoi gromadka dzieci. Patrzysz na wprost, a tam? Jakieś szara nieokreślona masa, podobna do niczego, nic nie znacząca i w ogóle jakaś nijaka. Wiesz, że to Twoje życie i w tym momencie nie masz ochoty ruszyć choćby najmniejszym mięśniem, żeby zrobić krok do przodu. Więc stoisz wciąż w tym samym miejscu. Constans.

Depresja przypomina alkoholizm. Dopóki ktoś bliski nie uświadomi Ci, że to w czym się poruszasz to czarna dziura, możesz się sama nie zorientować. Możesz mieć skłonności do tej choroby i kiedy życie przywali Ci prawym sierpowym, już ją masz. To nie jest zwykły smutek po nieznaczącej stracie. To nie jest poetycko brzmiąca melancholia. To takie uczucie, że jesteś żukiem, którego przygniata cały świat. Nawet jeśli wystarczy wyciągnąć w górę ręce i ten świat stanie się kulą gnoju do toczenia.

Ja – dzisiaj.

DSC_1692

Kilka lat później. Już ledwo pamiętam to uczucie, ale ono siedzi gdzieś bardzo głęboko. Dzisiaj życie biorę garściami. Zrywam jabłka zamiast czekać aż spadną z drzewa prosto w moje dłonie. Nie dzielę włosa na czworo. Staram się nie rozpamiętywać i doceniam każde, nawet najgorsze, uczucie jakiego zaznałam w życiu, bo wierzę że mnie czegoś nauczyło i ukształtowało. Wiem, że jestem fajna, silna, inteligentna i mam poczucie humoru. Dlaczego nie mogę tego sama o sobie powiedzieć? Dziś nie przeglądam się w oczach innych. Patrzę w lustro i widzę uśmiech. Pozwalam sobie na smutek, jest wbudowany w naszą codzienność. Różnica polega na tym, że smutno mi bo zachorowało mi dziecko, bo nie wyszła mi poszewka na poduszkę albo kawa znów ma paskudny smak. Nie ma mleka? To nie wypiję kawy i już!

Depresja o niskim stopniu nasilenia zdarza się częściej niż myślimy. Jedno z najczęściej wyszukiwanych haseł to „depresja objawy”, „depresja czym jest”, „depresja jak leczyć”. Dotyka bliskich osób, może spotkać nas samych. Nie trzeba wiele by zachorować, czasami w ogóle niczego nie trzeba, ale rzeczywistość ma inny kolor niż oczekiwaliśmy. Mam, a raczej miałam osoby, które nie mogą dziś powiedzieć, że są szczęśliwe i kochają życie. Już ich nie ma. Dlatego jeśli potrzebujesz pomocy, możesz zgłosić się do lekarza, to żaden wstyd lub skorzystać z telefonu.

  • Antydepresyjny Telefon Zaufania Fundacji Itaka (22 654-40-41)w godzinach 17.00-20.00 w poniedziałki i czwartki. Rozmowa telefoniczna odbywa się z lekarzami psychiatrami zajmującymi się leczeniem depresji;
  • Kryzysowy Telefon Zaufania (116 123) –Poradnia działa w godzinach 14.00-22.00 każdego dnia. Korzystanie z tego telefonu jest bezpłatne i anonimowe. Cytuję ze strony „powstał z myślą o osobach, które z różnych powodów nie mają możliwości bezpośredniego kontaktu z psychologiem. Oferta Poradni kierowana jest do osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, potrzebujących wsparcia i porady psychologicznej, rodziców potrzebujących wsparcia w procesie wychowawczym oraz osób niepełnoprawnych. Poradnia Telefoniczna116 123 udziela pomocy psychologicznej osobom doświadczającym kryzysu emocjonalnego, samotnym, cierpiącym z powodu depresji, bezsenności, chronicznego stresu.”

Nie trać czasu, szkoda życia <3

Depresja objawy.

Cieszę się, że tu jesteś. Zostań ze mną na dłużej na facebooku. Zobacz też inne moje wpisy np. TUTAJ.

Udostępnij ten wpis swoim znajomym.

6 comments

  1. Gosia 16 czerwca, 2016 at 18:03 Odpowiedz

    Niestety w Polsce depresją często nazywa się chandrę ,gdy jesienią wejdziesz na jakikolwiek blog-wszyscy maja biedni depresje! 🙂

  2. Agata Malinowska 17 czerwca, 2016 at 10:09 Odpowiedz

    Trzy lata temu był najgorszy rok mojego życia. Miałam depresję i stany lękowe z atakami paniki, tak silnymi, że wylądowałam w szpitalu z tachykardią, arytmią i blokami w sercu, nadciśnieniem tętniczym, chronicznym niewyspaniem i nerwicami wszelkiego typu. Przytyłam 20 kg. Przed pójściem do szpitala bywało tak, że o 3 nad ranem jechałam na oiom. Będąc we Wrocławiu, miałam tak olbrzymi wyskok ciśnienia, iż myślałam, że odlecę, a na oiomie lekarz, który mnie najpierw wyśmiał, że przyjechałam do niego z ciśnieniem, po jego zmierzeniu… był w szoku. Z marszu dostałam pismo, że pomimo tego, że z Wrocławia nie jestem, jeżeli następnym razem coś takiego się wydarzy – trafiam od razu do szpitala. Do szpitala trafiłam już u siebie – w Warszawie. Lekarze za wszelką cenę starali znaleźć się medyczne wytłumaczenie mojego stanu, nie starając się zajrzeć mi do głowy. Ja – wtedy jeszcze zupełnie nieświadoma swojego stanu psychicznego – pozwalałam się badać w poszukiwaniu raka przysadki mózgowej i innych pierdół. Po tygodniu wyszłam z grubą teczką badań, lekami i zaleceniami, ale żaden z nowo odkrytych problemów zdrowotnych nie okazał się przyczyną moich stanów. Lekarze rozkładali ręce. A ja przestałam walczyć. Z lękami jest o tyle przesrana sprawa, że pomimo tego, że nie chcesz żyć, to boisz się umrzeć. Taki gówniany paradoks. Rozeszłam się ze swoim facetem. I traf chciał, że w tym samym czasie poznałam swoją drugą połówkę, pracującą od 4 lat w Walii. To on uświadomił mi, że to co się ze mną dzieje, to moja głowa. Chociaż dzieliło nas tysiąc kilometrów umiał mnie podnieść na tyle, że zachciałam znów walczyć. Zapisałam się do psychiatry i kiedy Ł. przyjechał do Polski – razem ze mną poszedł na rozmowę. Diagnoza – depresja, chroniczne stany lękowe z atakami paniki i nerwicą. Dostałam leki. Niestety po lekach dostałam najczarniejszych koszmarów w swoim życiu, Ł. musiał wracać do pracy, więc zrezygnowałam z leków. Na spotkania grupowe nie chciałam chodzić bo bałam się ludzi. Ale to właśnie ten moment, kiedy zobaczyłam, że to nie leki mi pomagają, tylko moja druga połówka, udało mi się zaprzeć i poczuć, że sama sobie poradzę z tą moją głupią głową. Wystarczy trzymać się tego co przyziemne, swojej miłości, pracy, domu, rodziny, książek. Zaczęłam wsłuchiwać się w to, czego mi potrzeba i dążyłam do zaspokojenia. Bez względu czy chodziło o drogą kawę orzechową, czy tygodniowy wyjazd do Walii. Chciałam – jechałam. Chciałam – kupowałam. Chciałam – robiłam. Nie chciałam – nie robiłam. Przestałam robić cokolwiek wbrew sobie, przestałam zaniżać własne potrzeby, nad potrzeby innych. Czerpałam niesamowite pokłady miłości od faceta i swoich rodziców. Dziś – po 3 latach od poznania Ł. mogę powiedzieć, że jest mi dobrze. Ale to nie jest tak, że to mija. To wciąż siedzi, gdzieś bardzo głęboko, najczarniejszy z czarnych demonów siedzi na dnie mojego serca i momentami bywa, że daje o sobie znać. Ale dziś już jestem na tyle silna, by gnoja skopać i cieszyć się z tego co mam. Wybaczcie, Wy którzy to czytacie, za dosadne słowa, ale w końcu nauczyłam się mówić o tym, co mi było i co jest teraz. I jestem cholernie z siebie dumna, bo uważam, że wygrałam życie. Nie ma takiego muru do pokonania, którego nie dałabym rady – razem z moimi bliskimi – przeskoczyć. I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Cię Aniu bardzo ciepło – śledzę Twój blog od dawna; cieszę się, że poruszyłaś taki właśnie temat. 🙂

    • Anna 17 czerwca, 2016 at 17:04 Odpowiedz

      Ja akurat jestem w samym srodku tej najczarniejszej dziury. Atakow paniki, histerii, lekow, ciaglego zamartwiania sie, ktore wywoluje wyzej wspomniane rzeczy. Placz, smutek i strach. Strach jest najwiekszy i przycmiewa kazda rzecz. Nawet za najwieksza radoscia kryje sie jakis haczyk, ktorego szukam. W spokoju, ciszy na pewno takze sie cos czai. W ludziach, ktorzy na pewno chca dla mnie zle. I to mnie niszczy.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.