DZIECI I RODZINA

A bachora to miała siłę robić!

ciąża to nie choroba

Ciąża to nie choroba, wiem. Ale na zewnątrz było bardzo zimno. Brzuch kształtem przypominający sporą dynię owinięty w kilka warstw szedł przodem, a tuż za nim właścicielka. Koszulka, koszula, sweter, kurtka i długi, pikowany płaszcz – wszystko to razem dodatkowo uwypuklało i tak dobrze widoczną ciążę. Kiedy wchodziła do urzędu po brzegi wypełnionego ludźmi, wszystkie twarze jak na komendę szukały punktu zaczepienia. Jakiegokolwiek – byle niezwiązanego z ciężarną. Poczułam się jak trędowata.

Ze łzami w oczach wyszłam, wsiadłam do samochodu. Było mi jakoś tak po ludzku przykro. Wydawało mi się wtedy, że kobieta w ciąży może liczyć na szczególne względy. No i może – we własnym królestwie złożonym z czterech ścian domu, przy partnerze i wyrozumiałej przyjaciółce. W sklepie, w urzędzie, w tramwaju staje się dla ludzi niewidzialna. Do tej pory tak uważam i przepuszczam przed siebie panie oczekujące dziecka. Tamtego dnia wróciłam do samochodu, a mąż załatwił sprawę za mnie. Kilka słów powiedział petentom w wężyku, a oni nie pozostali mu dłużni.

A bachora to miała siłę robić!

Na brzuch próbuje się wepchać.

Każdy stoi w kolejce, to i taka postoi.

Sprawę załatwiliśmy po swojemu. Skoro ludzie nie chcieli mnie przepuścić, musieli poczekać trochę dłużej, bo pani kierownik musiała się do mnie pofatygować.

To była moja pierwsza, długo wyczekiwana ciąża. W zasadzie bezproblemowa, ale jak się czuje kobieta z dwudziestoma kilogramami na plusie, bólem kręgosłupa i zawrotami głowy przy końcu ciąży zrozumie tylko inna kobieta, która w tej ciąży była.

No właśnie nie!

Sama nie mogę w to uwierzyć, ale najbardziej opryskliwe, dokuczliwe i wredne były dla mnie wtedy…inne kobiety! Często matki, żony, pewnie panie uważane za szalenie rodzinne i ciepłe kobiety. Czy można je tłumaczyć tym, że już nie pamiętają jak to było? Nie sądzę. Czy możemy je tłumaczyć własnym zmęczeniem i problemami? Możemy, ale idąc tym tokiem myślenia nigdy nikomu nie powinniśmy ustępować pierwszeństwa. Ani osobom starszym, bo przecież jakoś dobiegły do tramwaju. Ani niepełnosprawnym, którzy mogą się tak samo w kolejce pomęczyć. Ani w końcu ciężarnym, skoro miały siłę bachora zmajstrować. Ciekawe gdzie w tym wszystkim są matki stojące w kolejce z trójką dzieci?

 

Ciąża to nie choroba.

Cóż, trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Znajdźcie mi jednak kogoś, kto ma odwagę stwierdzić, że ciąża nie jest stanem odmiennym, wymagającym, szczególnym, ważnym. Opuchlizna, drętwienie kończyn, problemy zdrowotne, pojawiające się dopiero w trakcie ciąży i wiele innych, o których najczęściej nie chcemy lub wstydzimy się mówić. Rwa kulszowa, rozejście spojenia łonowego i stawiający się brzuch – wiecie, że przeżyłam mix tych trzech dolegliwości? Ciekawe jak to nazwać…

 

Jak to wygląda w Anglii?

Miałam przyjemność młodszego synka urodzić w innym kraju. W widocznej ciąży bywałam w szpitalach, bankach, urzędach, w sklepach i parkach. Mój stan był przez obcych ludzi odbierany bardzo pozytywnie. Byłam przepuszczana w kolejce bez potrzeby ciągłego wzdychania czy głośnego stękania. W większości sklepów, w których robiliśmy zakupy, nie było kas uprzywilejowanych, w których pierwszeństwo mają ciężarne lub inwalidzi. I pomimo, że Anglia jest właśnie krajem, w którym ciąża to nie choroba (serio, nie dostaje się zwolnienia z powodu ciąży, a ta do 12 tygodnia w zasadzie nie istnieje dla „systemu”), ludzie potrafili wykazać się dobrą wolą i okazać zwyczajną ludzką życzliwość.

 

Ciąża to nie choroba, ale co na to prawo?

O ile ktoś może was olać w sklepie, gdzie kas dla ciężarnych nie ma, o tyle w Polsce od stycznia 2017 r. obowiązuje ustawa „Za życiem”. Zgodnie z tą ustawą ciężarna ma prawo do korzystania z usług opieki zdrowotnej poza kolejnością (art.18 pkt 2), zatem nie musicie stać w kolejce do laboratorium, specjalisty czy w przychodni. Jak to wygląda w rzeczywistości? Różnie, bo najczęściej o swoje prawa musi się upominać nie kto inny jak ciężarna, a ludzie są, jacy są. Wzrokiem ciskają gromy, pod nosem szepczą przekleństwa i najchętniej by podłożyli nogę, kiedy pani z brzuszkiem mija ich w wężyku do gabinetu.

 

I tu możemy śmiało zazdrościć facetom, a przynajmniej ja zazdroszczę własnemu mężowi. Z dumą korzysta z kas dla rodzin z dziećmi, bo to raczej ja idę ze skulona głową i wzrokiem wbitym w ziemię. To on zachęca do korzystania z praw, jakie mamy jako rodzina, kobiety w ciąży a nawet mamy z maluchami, którym bez problemu ustąpi miejsca w tramwaju. Nie dlatego, że ta święta krowa musi posadzić dupsko na wolnym miejscu, ale dlatego, że ta kobieta jest mamą, a jazda z dwulatkiem w komunikacji miejskiej na stojaka jest sportem ekstremalnym.

 

Podobał Ci się ten wpis? Cieszę się! Udostępnij go swoim znajomym, polub lub skomentuj. Będzie mi bardzo miło <3

 

 

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.