Boże Narodzenie.
Wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem lub odwrotnie? Dla mnie sprawa jest prosta. Wolę Boże Narodzenie. W żadne inne święto nie czuję takiej magii. Jakiejś dziwnej energii, szczęścia, radości. Skąd to się bierze? Czy to przyjemne wspomnienia z dzieciństwa powodują miłe uczucie gdzieś w brzuchu? Czy to zapach pomarańczy, pierników i igliwia? Tak, pamiętam czasy kiedy pomarańcze nie były dostępne okrągły rok. Czasy, kiedy mandarynki lądowały w paczkach pod choinką. Kiedy cieszyłam się z czekolady i nie wymagałam od rodziców lalki-bobasa, zdalnie sterowanego samochodu czy konika Pony. A piernik się piekło a nie przynosiło z cukierni.
Może przypominam sobie odgłosy dochodzące z kuchni? Mama krzątająca się przy wigilijnych potrawach, lepienie uszek i pierogów. Barszcz, który tylko wtedy smakuje tak wyjątkowo. Tata ubierający choinkę. Tylko czasami pozwala mi lub siostrze przywiesić jakąś bombkę. I co roku, każdego (!) denerwuje się, że lampki znów są splątane. A ja? Mam bardzo odpowiedzialne zadanie: przyczepić do cukierków sznureczki i powiesić na choince tyle ile dostałam. To wcale nie takie proste!
Święta to taki czas, kiedy nie przeszkadza mi zimno. Może nie być śniegu, choć fajnie gdy się pojawi. I tłumy w sklepach, które na co dzień przeklinam, staram się zrozumieć. Wiem, że każdy szuka czegoś wyjątkowego dla bliskiej osoby. Dlaczego robi to na ostatnią chwilę – nie wiem ale czy mogę mieć pretensje skoro zdarzyło mi się właśnie to samo?
W naszym domu choinka nie była modna. Mimo to uważałam ją za najpiękniejszą. Kolorowa, wesoła. Takiej właśnie chcę dla Budzika. On nie musi wiedzieć, że teraz jednokolorowa, z akcentem jest na czasie. Niech mu migocą wielobarwne lampki. Niech na świątecznym drzewku obok bombek wiszą złote kokardy i szyszki. Światło. Z tym właśnie kojarzę te święta. Będę Wam pokazywać jak wspólnie, cała rodziną się do nich przygotowujemy. Jak u nas wyglądają, jak przystrajamy dom, jak ubieramy choinkę i pakujemy prezenty. Lola pewnie też gdzieś się będzie przewijać :).
Dom, w którym pachnie miodem i piernikami. Korzennymi przyprawami. Prawdziwym, żywym drzewkiem. Jabłkami z cynamonem. Dom Budzika. Dom TB. Nasz dom. Nasze pierwsze Święta.
P.S. Zdjęcia zostały zrobione w zeszłym roku. W tym będą świeżutkie, na bieżąco!
Oooooj potrafisz Aniu czarować tymi postami… Zapachniało mi piernikiem, pomarańczami i choinką 🙂 Zazdroszczę tym naszym dzieciakom, że będą święta widziały i wąchały po raz pierwszy. Cudne 🙂
Fajnie znów zobaczyć Wasz dom. Czekam na tegoroczną odsłonę tego pięknego kominka i nie tylko 🙂
Aniu, mam takie same skojarzenia jak Ty odnosnie świąt, jednokolorowe choinki podobająmi się na wystawach sklepowych, u nas zawsze jest tradycyjna, kolorowa i zawsze prawdziwa. Ciasta w dużej ilości pierniki, makowce, serniki piekę sama, żadne inne mi nie smakują 🙂 i pierogi też sama robię i jeszcze pasztet i szynkę, nic nie kupuję gotowego przynajmniej na Święta 🙂 Jak ja była mała to był zupełnie inny świat, ale w Gdyni na targu były stoiska z zagranicznymi produktami, wszystko mozna było kupić ( marynarze przywozili) ciężko było małemu dziecku tylko na to patrzeć, ale miałam wspaniałego dziadka, który zdawał sobie z tego sprawę i pod choinką znajdowałam zawsze coś o czym marzyłam 🙂
Mam podobne wspomnienia Świąt. U nas choinka też zawsze była kolorowa :). Od zeszłego roku Święta BN są dla mnie podwójnie magiczne, bo „w prezencie” otrzymaliśmy Dzieciątko. Wszak w Wigilię wychodziłyśmy ze szpitala 🙂
Twoje na Wigilię, moje na urodziny ;).
Tak, tak, pamiętam 🙂
Zapomniałam wspomnieć o Loli 🙂 Jaka ona już duuuuża! A jak się dogadują z Budzikiem?
Zapraszam jutro, właśnie klecę posta na ten temat :).