10 rzeczy, których o mnie nie wiecie #2
Myślisz „ja” i pojawiają się dwie drogi. Jedna to kompletna pustka, bo jak tu pisać o sobie? Może to nie wypada? Albo jeszcze coś Ci się wymsknie? A czego nie powiesz – ktoś sobie dopowie. Druga to przesyt: wysokie o sobie mniemanie, mania wyższości i te sprawy. Skoro są dwie drogi, wybieram tę trzecią. Zwykłe, niegroźne ale wciąż ciekawostki, które coś przecież o mnie mówią.
Pierwszą dziesiątkę znajdziecie TUTAJ.
1. Wolę spódnicę od spodni. Jest wygodniejsza i sprawia, że czuję się bardziej na luzie. Spodnie mnie spinają. Ale i tak je noszę.
2. Dwa filmy, które oglądałam tysiąc razy i znam na pamięć to Killer i Francuski numer.
3. Nie cierpię ryb. Chyba, że są łososiami albo pstrągami z pieca. Albo wędzonymi węgorzami. Albo makrelami…A nie, jednak lubię ryby.
4. Tak jak dobre piwo. Zimne, z goryczą. Jestem piwoszem z krwi i kości. Jasne, ciemne, pasteryzowane lub nie – byle było smaczne.
Aha, jeszcze jedno – piwo z sokiem to nie piwo!
5. Narzekam. Na wszystko. Z powodem lub bez. Albo, że za gorąco lub za zimno. Wieje. Nie ma wiatru. Niewygodnie. Za wygodnie, bo się rozleniwiam. Za jasno. Ciemno. Nudno. Za dużo wrażeń. Cicho. Za głośno. Pustki. Tłumy. Zawsze znajdę powód. Plusem jest to, że te gorzkie żale docierają do jednych jedynych uszu – moich.
6. Jeszcze trzy lata temu nie potrafiłam uszyć najprostszej rzeczy na maszynie np. podwinąć spodni. Dziś szyję prawie wszystko, mam mnóstwo pomysłów i kurczący się w szybkim tempie czas na ich realizację. Blogowanie pochłania mnie bez reszty. Prawie. Niedługo powstaną pierwsze ubrania, już nie mogę się doczekać!
7. Mam swoje powiedzonka. Notorycznie powtarzam do TB „wiesz o co chodzi, nie?”, „rozumiesz?”, mimo że to co mówię jest proste jak budowa cepa i nie ma się nad czym zastanawiać.
8. Moja próbna fryzura ślubna była tak strasznie do bani, że zepsuła mi humor tuż przed wieczorem panieńskim. Nawet uwieczniłam to coś, niepodobne do niczego. Na szczęście na ślub było pięknie. (Zdjęcie robione w nocy, kompaktem, kilka lat wstecz, sorry za ziarno).
9. Tego na pewno nie podejrzewacie: jestem cholernie wstydliwa! Nie lubię przy kimś (nawet TB) telefonować choćby po pizzę, spotykać się po raz pierwszy a rozmowa kwalifikacyjna do pracy to już najgorsze z najgorszych, bo wymaga założenia maski pewności siebie. Za to kiedy poznamy się bliżej….hulaj dusza piekła nie ma!
Pokazywanie siebie traktuję jako rodzaj autoterapii. Skutecznej zresztą.
10. W nawiązaniu do komentarzy pod poprzednim postem. Dziewczyny! Nie dość, że tańczyłam przy każdej okazji jakieś układy z koleżankami (do Spice Girls także, to wtedy było na topie), to na dodatek wszystkie próby odbywały się podczas długiej przerwy na środku korytarza ;). Doprawdy, blog nie jest pierwszym objawem ekshibicjonizmu z mojej strony.
Przebijesz tańce albo fryzurę? Spróbuj!
Nie no, prób na środku korytarza nie przebiję! My się chowałyśmy po domach.
Fryzura faktycznie jakaś… Dziwna!
Dziwna to bardzo delikatnie ujęte, dzięki :).
Tak, właśnie szukałam jakiegoś delikatnego określenia ;).
hahaha fryz odlot, ja piwa znieść nie potrafię. Jak w planach będziemy mieć spotkanie w realu, żeby powalczyć ze swoją wstydliwością, to będziemy musiały iść na jakiś kompromis 🙂
Nie ma sprawy. Bruderszaft można wypić chyba wszystkim?
a i to cudo w słonie!!!! czekam na resztę. mam dwie maszyny i zabieram się za naukę szycia od kilku miesięcy, ale jakoś ciągle się mijamy :/
To cudo w słonie to ochraniacz do łóżeczka :). Teraz też już mam dwie, zostały ostatnie zakupy i ruszam na podbój świata dziecięcej mody. Choćby tylko dla Budzika, ale to wyjdzie z czasem :).
może jakiś tutorialik video dla głupoli? 😀 A że wyjdzie to pewne. Czekam z niecierpliwością!
Ja cie pobije bo na ślubie miałam dużo gorszą fryzurę… a próbna była rewelacyjna… moja fryzjerka się nagle rozchorowala, lał deszcz i byłam.. co najmniej zrozpaczona.
Faktycznie nieciekawie. W takim razie cieszę się, że u mnie odwrotnie ;).
Powiedzonka najlepsze 🙂
Punkt 9 – faktycznie totalne zaskoczenie!
A fryzura… cóż… bardzo – powiedziałabym – „weselna” 😉 😉 😉
Co do tej wstydliwości czy nieśmiałości… Myślę, że coś w tym jest, ja przynajmniej coś takiego u Ciebie zaobserwowałam gdy się spotkałyśmy.
I niepewności. Żebym się ośmieliła, trzeba mi podnieść ciśnienie. Ale! Za drugim razem chyba było lepiej :D?
Ja też nienawidzę dzwonić. Prędzej pójdę pieszo, żeby kupić pizzę niż po nią zadzwonię;)
[…] przeczytaj część pierwszą. TUTAJ część druga. TUTAJ część […]