10 miesięcy.
Kiedy urodził się Budzik z nadzieją odliczałam dni. Najpierw kluczowy pierwszy tydzień – obserwacja jak rozwija się dziecko, czy przybiera na wadze, jak zmienia się na buzi, czy wszystko jest w porządku. Później czekaliśmy do skończenia pierwszego miesiąca, żeby zabrać młodego na krótką wycieczkę samochodem. To nic, że do przychodni, która jest tuż tuż bliziutko. Budzik nie miał kolek. Mimo to zdarzało się, że godzinami płakał z powodu bólu brzuszka (głupia matka pewnie się czegoś nażarła, nic nowego) toteż wypatrywaliśmy zbawiennego końca 3 miesiąca. Myślałam, że ten dzień NIGDY nie nadejdzie, że Budzik już zawsze będzie miał dwa miesiące a dni się będą wlokły jeden za drugim. Aż tu nagle 10 miesięcy!
Naprawdę nie mam pojęcia kiedy minęło ich aż dziesięć. DZIESIĘĆ! 10 !!! Nigdy bym nie przypuszczała, że upłyną tak szybko i jestem trochę przerażona. No bo jak to? Za chwilę już roczek? Potem dwa, trzy, sześć? Szkoła, studia, praca…? No dobrze, może trochę się zagalopowałam. Czas zapycha jak głupi a przecież nikt go nie goni, sam tak gna! Nie lubię robić bilansów i podsumowań ale On potrafi już tak wiele! Uczy się wszystkiego intuicyjnie i jest w każdym calu doskonały.
Siada z powagą niczym król na tronie. Równowagę trzyma lepiej niż linoskoczek. Chodzi dostojnie krokiem dostawnym jak w Słomie (taki taniec). Jest precyzyjny jak oko snajpera. Spostrzegawczy. Radosny. I mój. Każdego dnia odkrywa coś nowego i potrafi mnie zaskakiwać. Nagle zaczyna układać klocki jeden na drugim, podawać przedmiot na prośbę wyrażoną gestem, jeść tosty francuskie. I taki dorosły się wydaje. Nawet się nie obejrzę, a on zda maturę, zrobi prawo jazdy i trafi do 10 najbogatszych Polaków (taki tam, wiecie, ranking khe khe).
Czy oprócz rozmiaru ubrań rosnącego w zatrważającym tempie, rozmiaru obuwia pasującego na stopę podolskiego złodzieja, obwodu klatki piersiowej i głowy coś się zmieniło? No jasne! Przecież 10 miesięcy temu nie tylko ja nie miałam Budzika ale i Budzik nie miał mnie. Jestem mamą. I chociaż ciągle wszystkiego się uczę to myślę, że idzie mi całkiem nieźle. Nie ma lepszej ode mnie w zmianie pieluchy na stojąco (i zaznaczam – to dziecko stoi, a nie ja). Sudocremu już prawie nie muszę dotykać, sam nakłada się na tyłek (wiecie od czego mam białe pieczątki na przewijaku?) Olałam dietę, zaczęłam jeść wszystko i teraz nie wiem skąd czerwone policzki ale przynajmniej nie chodzę ciągle głodna ;). Z natury niecierpliwa, z uporem maniaka pokazuję tysiąc razy na lampę, mówię „lampa”, pytam „gdzie jest lampa” a gdy wzrok dziecka wędruje nie tam gdzie trzeba, powtarzam po raz 1001. Nie dlatego, że muszę a chcę. Doskonale wiem, że Budzik na lampę nie patrzy tylko dlatego, że go o to proszę. Taki charakter. Po mamusi.
Mój świat w tym czasie obrócił się, wywrócił, przypierdzielił w coś potężnego i stanął w miejscu tylko po to, by za chwilę ruszyć z kopyta. Jak każdego ranka. Jest fajnie. Od dziesięciu miesięcy. A myśl, że już zawsze będzie fajnie nastraja mnie bardzo pozytywnie.
***
Wkrótce na blogu: jadłospis Budzika i jego…charakter!
Szybko leci ten czas, u mnie też najpierw tak było, że Pulpix miał mieć cały czas 2 miesiące, a tu taki chłop urósł. Najbardziej boję się co będzie jak mi się skończy macierzyński, bo będę musiała zostawić moje żyjątko w żłobie albo pod czyjąś opieką i wracać do pracy. Dlatego tak mnie przeraża upływ czasu. To zdecydowanie za szybko!
O tak, to będzie kłopot, dlatego kombinuję na wszystkie strony i intensywnie myślę co i jak zrobić. Ale jakoś damy radę, co? Kto jak nie my ;).
Ja mam cały czas na końcu głowy otwarcie swojej działalności, ale trochę się tego boję, bo jednak etat to etat, stała pensja, świadczenia, pakiet medyczny i inne pierdy. Jak bym była bez Pulpeta to pewnie bym się nawet nie zastanawiała, ale jak jest dziecko to trochę strach utracić tą stabilizację, zwłaszcza, że na płaszczyźnie finansowej jestem zdana tylko i wyłącznie na siebie. A chciałoby się jeszcze z tym dzidziolem trochę polenić. Ach, ciężki matki żywot.
Też się miotam. Dosłownie.
Ach, mnie również czeka pożegnanie z macierzyńskim, Mała będzie miała skończone 9 miesięcy, z jednej strony jest jeszcze taka mała i żal serce ściska, z drugiej podobno im starsze dziecko, bardziej dojrzałe, tym rozłąka jest trudniejsza do zniesienia dla malucha (bo dla mamy i tak, i tak jest bardzo trudno). W jaki wieku Wasze dzieci zostaną oddane pod opiekę?
Od września (1,5 roku) albo wcale, zalezy jak się nasze losy potoczą :).
Coś porobiłam z komentarzem wyżej, żeby Twój nie pozostał taki pusty, dopiszę, że chodziło o powrót do pracy/życia zawodowego po urlopie macierzyńskim 🙂
Nie, wszystko jest ok tylko Twój login zniknął :). Planuję od września, ale jeśli na swoim to zostaję z dzieckiem.
Moje w wieku 14 miesięcy teoretycznie, bo wtedy mi się kończy macierzyński + zamierzam od razu po sobie wykorzystać skumulowany wypoczynkowy.
Też się noszę z zamiarem napisania wpisu jadłospisowego, jestem ciekawa na ile się pokryje menu naszych chłopaków 😉
O, też jestem ciekawa!
Mój były niedoszły lecz ciągle niejadek ma ograniczone menu więc go wabię trochę bardziej dorosłym jedzeniem.
Zobaczysz co będzie dalej… niestety, ale dokładnie tak jak mówisz – zaraz matura 😉
U nas 4 lata minęły jak jeden dzień. Niestety 🙁
Nie przerażaj mnie :(.
Oj szybko zleciało, u nas zaraz 11 i zaraz pierwsze urodziny, a jeszcze niedawno z wielkim brzuchem na porodówkę sie wybierałam. Najchętniej to by sie zatrzymalo ten czas…
Koleżanka na moje stwierdzenie o szybko upływającym czasie i żalu, że moje dzieciątko nigdy już nie będzie takie malutkie, powiedziała, że zawsze mogę sobie sprawić drugie :D.
To jest jakaś myśl. Szkoda, że drugie (i każde kolejne) będzie rosło równie szybko :D.