DOM I PODRÓŻE

Mieszkanie z rodzicami po ślubie to najgorsze, co…

mieszkanie z rodzicami

Na wszystko można znaleźć odpowiedni argument (i paragraf!), jeśli bardzo chcemy wytłumaczyć sobie życiowy absurd. Domy wielopokoleniowe mogą funkcjonować w zgodzie, a ludzie będą w tych domach szczęśliwi. Niektórzy ludzie. W zasadzie…Garstka ludzi. Bo mimo wszystko większość robi to z wygody lub musu. Niekoniecznie dlatego, by żyć szczęśliwie. Mieszkanie z rodzicami po ślubie to najgorsze, na co mogą się zdecydować młodzi małżonkowie. Nie przekonuje mnie „brak wyjścia” – przecież w każdym domu są jakieś drzwi.

Zawsze ktoś będzie niezadowolony.

Nawet w małżeństwie ręcznik rzucony na podłogę może być kością niezgody. Kiedy osób jest więcej, powodów do konfliktu nie brakuje. Uwierzcie mi, od miesiąca jestem pod jednym dachem z rodzicami, a perspektywa, że tych miesięcy będzie jeszcze dwa jest dla mnie przerażająca. Ciągle ktoś musi ustępować, odkładając na bok własne przyzwyczajenia i przekonania. Na dodatek to są moi rodzice, zatem szanowny małżonek dostał podwójnie trudne zadanie.

Kto ma większe prawa? Czy na pewno wszyscy są równi mieszkając w jednym domu? Nie sądzę. Nasi rodzice wychowali się w czasach, kiedy starszym ustępowało się tylko z racji tego, że mają więcej lat. Dzieci i ryby nie miały głosu, podobnie zresztą jak większość żon pełniących rolę służących, nałożnic i gospodyń. Trudno rozsądzać w pewnych kwestiach, gdy różnice światopoglądowe między dziećmi i ich rodzicami wyglądają mniej więcej jak relacje na linii PiS – PO. I aluzja do polityki wcale nie znalazła się tu przypadkiem.

W domu wielopokoleniowym zawsze ktoś będzie niezadowolony, bo w istocie zadowolić 7 dorosłych osób i 4 dzieci  (to nie u nas na szczęście, ale istnieją przecież takie domy!) jest trudniej niż dwoje mieszkańców kawalerki w centrum miasta. Chociaż dysponujemy narzędziami zwanymi KOMPROMIS i USTĘPSTWO, z czasem mamy dość rezygnowania z własnej przyjemności na rzecz zadowolenia drugiej osoby. I słusznie, życie jest tylko jedno.

Mieszkanie z rodzicami w praktyce.

Etap w którym mieszkanie z rodzicami było podyktowane koniecznością (heloł, czterolatka nie pójdzie do pracy, a coś jeść musi) mam dawno za sobą. Wyszłam za mąż, wyprowadziłam się i od tej pory z rodzicami (albo teściami) tolerujemy się maksymalnie dwa tygodnie. Po tym czasie każdego z nas coś zaczyna uwierać, choć nikt wprost nie powie, że przeszkadza mu poranna kolejka do toalety albo deptanie sobie po palcach przy czajniku z wrzątkiem ;). I po rodzince, która usycha z tęsknoty nie ma śladu – na kolejnych kilka miesięcy.

Z wiekiem wszyscy się zmieniamy. Upływ lat dodaje nam seksownych zmarszczek na środku czoła 😉 i siwych nitek w tym, co kiedyś było bujną fryzurą. Wyostrza też nasze charaktery. To, co dziś jest nieistotnym epizodem, za dziesięc lat stanie się przyzwyczajeniem, a za dwadzieścia natręctwem, które będziemy tolerować tylko my sami. Doceniam wszystkie przyjemne chwile z domu rodzinnego i jestem świadoma, że w dorosłym życiu tego nie powtórzymy. Mieszkanie z teściami to już w ogóle wyższa szkoła jazdy i sztuka cierpliwości.

Pokolenie trzydziestolatków mieszkających z rodzicami.

Mówiło się, że to plaga naszych czasów. Co w takim razie można powiedzieć o małżeństwach, które decydują się na ten krok? Jeśli sytuacja jest przejściowa – jestem w stanie to zrozumieć. Różnie toczy się życie, czasem odkładamy na dom, albo na przykład mamy kłopoty i z opresji ratują właśnie rodzice lub zwyczajnie jesteśmy leniwi, a rodzice zupełnym przypadkiem są milionerami i mieszkają w stupokojowej rezydencji nad brzegiem Morza Śródziemnego…OK, rozmarzyłam się ciut za mocno!

Tak czy siak: jestem za odcięciem pępowiny tak szybko jak to możliwe. Nie znam osoby, która narzekałaby, że nie mieszka z rodzicami, za to tych mieszkających i narzekających jest na pęczki. I żeby nie było – rodzice blisko nas to skarb. O tym, jak bardzo ich brakuje, przekonało mnie tych kilka lat spędzonych w Anglii z dala od jakiejkolwiek rodziny.

Problemy rodziny mają wpływ na małżeństwo.

To jest jasne, ale dodajcie do tego rodziców lub teściów, którzy w wasze sprawy będą wtrącać własne trzy grosze (albo i sześć!). Wydaje się oczywiste, że miłość wszystko przezwycięży i po latach bycia razem na pewno potraficie trzymać wspólny front. Gorzej jeśli będziecie odmiennego zdania, rodzice poprą jedno z was i tak dalej i tak dalej. Można mnożyć przykłady, w których zawsze któraś ze stron będzie miała dosyć. Warto zdawać sobie z tego sprawę zanim podejmiecie tę heroiczną decyzję o wspólnym mieszkaniu ;).

Ale może jednak są jakieś plusy?

Jeśli już muszę szukać, ale tak bardzo bardzo muszę, to powiem, że…poczekam aż mi jakieś podacie. Zwłaszcza osoby z doświadczeniem w temacie. Pewnie dla niektórych będzie to podział kosztów związanych z utrzymaniem mieszkania, inni będą zachwycać się maminą kuchnią. W moim przypadku ani żarcie ani opłaty rachunków nie przesłonią wizji wolności i swobody, jaką daje…samodzielność.

 

Jeśli podobał Ci się ten wpis, zostań ze mną na FP SIMPLYANNA -> TUTAJ

8 comments

  1. Monika Mo 6 września, 2017 at 16:37 Odpowiedz

    Znam dużo osób które czasowo lub na stałe mieszkały z rodzicami, ale nikomu mama chyba nie gotowała 🙂 Większość ma wręcz osobne kuchnie, więc chyba te mamine obiadki to jakiś mit. Ja też mieszkałam z rodzicami (nie po ślubie, rzecz jasna i sama, a nie z partnerem:P) i wszystkie obiady robiłam sobie sama. Podział kosztów oczywiście też był, ale raczej na moją niekorzyść (bo i tak tańsze wychodzi osobne mieszkanie). Dużo oczywiście zależy od sytuacji życiowej danej pary, ja już sobie nie wyobrażam wspólnego mieszkania z rodzicami, za każdym razem gdy mi się to zdarzało (a zdarzyło się 2 razy w moim dorosłym życiu) było to raczej podyktowane koniecznością (np. bezpieczeństwem, niezbędną pomocą przy dziecku gdy miałam nienormowane godziny pracy, etc.). Podoba mi się to zdanie, które napisałaś – nie ma nikogo, kto narzekałby, że mieszka osobno, za to wielu jest tych, którzy narzekają na wspólne mieszkanie 🙂

  2. Ona 12 stycznia, 2019 at 12:10 Odpowiedz

    Popieram całą sobą,w 100%.
    Aktualnie mieszkam z rodzicami. Mam prawie 30 lat. Wprowadziliśmy się z mężem „dla oszczędności” na czas budowy domu.
    Nie mogę doczekać się przeprowadzki…z każdym dniem odkrywamy nowy zapalnik do kłótni. Nikt nigdy nie przekona mnie,że wspólne mieszkanie jest OK. Ale o najlepiej jest sie przekonać na własnej skórze.
    A co do oszczędności. Hmmm nie robie notatek ale już na oko wiem,że wcale ich nie ma, a jeśli tak to niw warto dla tych paru groszy tracić niezależności która sie miało. Pozdrawiam.

      • Gosia 16 sierpnia, 2019 at 13:01 Odpowiedz

        My tez po emigracji budujemy dom. Mieszkamy juz 8 mies i 8 mies tez ma nasz synek. Dla nas to nie iszczednisc nonoplacamy mieszkanie e de by miec meldunek u w innym muescie w pl tam gdzie sie budujemy.jest tak sobie. Monotonne jedzenie,ciagle zajety tv i komputer i niewygodne sofy. Nie mam tez miejsca na większość rzeczy.wszędzie jest rizgardiasz. Oboje z rodziców pracuje ale tato nic nie pomaga,po latach to zauważyłam.ze wsztstkim sie ociaga. Marze zeby dom byl juz gotowy a dopiero fundamenty buduja

  3. Ekatarina 14 lutego, 2019 at 07:04 Odpowiedz

    Zazdroszczę wszystkim mieszkającym oddzielnie, bez rodziców. Mogących ugotować sobie co chcą – bez krytyki mamy, że co ja wymyślam, przecież mój mąż nie będzie tego jadł, bez uwag, że chyba mi się przytyło, mogłabym schudnąć (mam 160 cm wzrostu i ważę 60 kg!). Próbuję namówić męża na wynajęcie chociażby kawalerki, ale upiera się, że nas nie stać. Osobiście wydaje mi się, że mu dobrze, teściowa kocha go jak własne dziecko, gotuje mu obiadki, ale swoją własną córkę krytykuje. Jak wspomniałam, że może byśmy rozejrzeli się za czymś na wynajem, to zaraz była awantura, że chyba zgłupiałam, obcemu płacić, jak tu mam za darmo. Także nie wiem jak długo tak pociągnę, a to dopiero 7 miesięcy po ślubie.

  4. Sedlex 9 stycznia, 2020 at 08:48 Odpowiedz

    Cześć Wam wszystkim i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 🙂

    U mnie sytuacja wygląda skomplikowanie – w Anglii jesteśmy z mężem już 11 lat, ale w tym roku chyba wracamy, ze względu na moją mamę (rodzice męża już nie żyją). Mama niedługo kończy 76 lat, od 17 lat jest wdową, mieszka sama w mieszkaniu w bloku. Boryka się oczywiście z problemami zdrowotnymi, bardzo częstymi wizytami u lekarzy, utrzymaniem mieszkania i psa (emerytura na to wszystko nie wystarcza), dochodzi do tego wielka samotność, stany depresyjne, stany lękowe…Nie bardzo udało się na z mężem „odłożyć” gdyż praktycznie wszystko co zarabiałam wysyłałam do domu, wspomagałam mamę, załatwiałam i koordynowałam lekarzy, kupowałam różne rzeczy a z pensji męża utrzymywaliśmy się tutaj. Nie mamy dzieci. Nie jestem jedynaczką, mam starszą o 10 lat siostrę, mieszkającą w tym samy mieście co mama. Siostra jest po rozwodzie, też nie ma dzieci, ma psa, mieszkanie, samochód, super pracę. Nie bardzo mi pomaga w sprawach mamy – w zasadzie opłaca tylko „swoją część czynszu” jako współwłaścicielka mieszkania rodzinnego, ale sprawy typu lekarze, załatwianie czegoś, obecność u mamy, pojechanie na zakupy itp – to nie, trzeba się bardzo naprosić, wysłuchać, że przecież ma swoje życie i ona nikogo o pomoc nie prosi. Ale przecież to chodzi o mamę. Nie mówię, ze siostra jest złą osobą – jest bardzo dobra, ma wielu znajomych, jest towarzyska, uwielbia zabawę i wyjazdy za granicę na urlopy – ale jeżeli chodzi o mamę, to po prostu jest inna. Mamy też inne charaktery, inne podejście do życia. Mąż często mówi, że mam jej kompleks. Na pewno tak jest. Nie powiem, bardzo by mi pomoc siostry i codzienna obecność jej u mamy pomogła, ale co zrobić. Nie w naszym przypadku, nie w tej rodzinie. Mama jest bardzo dobrą, kochaną osobą ale ma wady i przyzwyczajenia, jak każdy. Jest bardzo uparta, autorytarna, jest perfekcjonistką i…emerytowanym pedagogiem 🙂 Wychodzi z zasady – ja nie poproszę o nic, to WY jako dzieci macie się domyślać. Mama chciałaby mieć życie bez zmartwień, aby wszystko było zrobione (tak jak ona robila i pomagała swojej mamie), często słyszę, że pospieszyłam się z wyjsciem za mąż (a byłam juz po 30-tce), że nic nie mamy, nic nie odłożyliśmy – a jak mówię, dlaczego nie dało się odłożyć, to słyszę, że to wszystko jej wina…i sama mam poczucie winy jeszcze większe. Nie ma tygodnia, żebym nie słyszała, że opuściłam ją i zostawiłam (ona by nigdy nie zostawiła nieporadnego dziecka samego – mama lubi się porównywać do bezradnych dzieci), że powinnam przyjechać i być z nią a mój mąż powinien zarabiać w Anglii. Czy mama tak mówi do siostry – nie, mama się siostry boi. Boi się jej reakcji, że ją wyśmieje, zacznie krzyczeć, obrażać (nie raz tak było a ja potem musiałam uspokajać mamę przez telefon, tak płakała). Ja jestem inna, jestem miękka, bardzo mamę kocham, mam potworne poczucie winy. Przez to nie potrafię żyć normalnie w Anglii, skupić się na sobie i na swoim małżeństwie, jestem rozerwana. Podjęliśmy decyzję o powrocie. Mama z jednej strony – kiedy wrócisz, z drugiej – za co tu będziecie żyć i gdzie będziecie mieszkać. Nie przyjmuje do wiadomości, że chcemy wybrać swoje składki emerytalne (wcześniejsze), zamknąć wszystko, wrócić z tym, kupić coś małego niedaleko niej, żeby być blisko…mówi, że nam się nie uda. Mówi, że mogłaby mieszkać pod wspólnym dachem ale tylko ze mną. Z mężczyzną (czyli moim mężem) już nie. A ja wiem, że mnie samej trudno by było mieszkać z mamą. Z mężem chcemy kupić małe mieszkanie niedaleko mamy, znaleźć pracę, zacząć normalnie żyć. Będzie ciężko, potwornie się tego boję. Wiem, że mieszkanie z mamą pod wspólnym dachem nie wchodzi w grę – żadne z nas tego by nie wytrzymało a zwłaszcza tak poturbowana emocjonalnie osoba jak ja. My mamy swoje przyzwyczajenia, mama swoje. Trudno żyć nie pod swoim dachem, nie na swoim podwórku, uważać na każdy krok czy słowo, by nie było za głośno, by nie lać tyle wody, nie kłaść się późno spać, nie spać za długo…trzeba uważać na to, co się mówi, bo ściany mają uszy i potem jest krytyka… Teraz byliśmy na Boże Narodzenie w domu, u mamy – dwa tygodnie. Było ciężko 🙂
    Przepraszam za przydługi post…będzie mi bardzo miło, jak się odezwiecie.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.