DZIECI I RODZINA

Sprawdzony sposób na jesienne infekcje.

– Ależ pani syn dopiero co wyleczył zapalenie płuc! Przykro mi, ale…

Serio? Nie pamiętam dwóch ostatnich tygodni, pewnie ze zmęczenia. Świadomość, że właśnie w tym czteroletnim ciele rozwija się kolejna infekcja wbiła mnie w fotel. Rodzice dzieci w wieku przedszkolnym powinni być zaprzyjaźnieni z gilami, ale drugie zapalenie płuc? O nie!

Nie ufam lekarzom, którzy na katar przepisują antybiotyk, ale wierzę, że stetoskopem posługują się lepiej niż ja. Młody ma osłabioną odporność, więc jako ostatnią deskę ratunku wyciągnęłam z kieszeni cichą prośbę:

– Pani doktor. Może podpowie nam pani cokolwiek, co mogłoby zatrzymać rozwój infekcji? Chwycę się wszystkiego, żeby tylko znowu nie wylądować w szpitalu. Jakiś syropek, od którego nie dostanie kolejnego uczulenia? Może coś do psikania niewiemgdzie.

– Bańki.

– Ale, że co proszę? A jak się robi bańki?

– Nie robi, a stawia. Jak kiedyś, ale teraz są już takie bezogniowe. Proszę pierwszy raz postawić już dzisiaj, potem jeszcze dwa razy, za każdym razem robiąc dzień przerwy.

Przyznaję. Dla mnie stawianie baniek brzmiało jak metoda tortur z XVI wieku. Sama nigdy tego cholerstwa nie miałam, ale jeśli nasza pani doktor poleca? Zasięgnęliśmy języka i to ponoć naprawdę działa! Dwie znajome mamy potwierdziły, nawet do mojej bratanicy przyjeżdżała pielęgniarka z bańkami. Miałam przed sobą dwa problemy do rozwiązania:

1. Jak się robi bańki? To znaczy stawia bańki? I że ja tak sama? Kupić łatwo, ale jak potem prawidłowo je rozmieścić?

Tu z pomocą przyszedł lekarz. Narysował mi rozmieszczenie baniek na plecach, które stosuje się przy chorobach płuc. Wydawało się proste i koniec końców takie właśnie było. No, może za wyjątkiem problemu nr 2…

2. Przekonanie dziecka do postawienia baniek.

Nasz syn dopiero co zaakceptował, że przy szeregu dolegliwości, które ma, musi regularnie przyjmować leki i mieć wykonywane inhalacje. Nie lubi takich nowinek. Na dodatek miał być uziemiony z tymi bańkami na całe 12 minut! Leżeć na brzuchu przez 12 minut bez ruchu? Brzmi jak żart ;). Przekonywanie Antka do baniek trwało prawie 2h. Nie przesadzę pisząc, że na ich widok wybuchał głośnym płaczo-wrzaskiem. Bał się tak bardzo, że nawet nie chciał ich dotknąć. Namawialiśmy go na różne sposoby: postawiłam bańki mężowi, dotykaliśmy nimi młodszego brata, próbowaliśmy żartować. Wszystko na nic!

W końcu wpadłam na szatański pomysł, żeby w domu, który z grubsza próbuję prowadzić pod wezwaniem braku kar i nagród, zaproponować starszakowi nowe klocki lego. Że to niby nie nagroda za odwagę, ale raczej pocieszenie w cierpieniu. Jeśli myślicie, że na to poszedł, to sorry, nie z Antkiem takie numery. Ostatecznie pomógł nam wujek Google. Młody oglądał zdjęcia dzieci z bańkami na plecach. Koniecznie (!) uśmiechniętych dzieci, żeby było widać, że nie dzieje im się krzywda. Uff, pomogło. W połączeniu z klockami oczywiście.

Jak postawić bańki bezogniowe?

Wystarczy kilka kroków, żeby całą procedurę wykonać prawidłowo i bezboleśnie.

Jeśli stawianie baniek boli, to znaczy, że coś robimy nieprwidłowo!

  1. Bańki przed postawieniem należy umieścić w wodzie o temperaturze 40 stopni.
  2. Plecy smarujemy odrobiną oliwy z oliwek.
  3. Przykładamy bańkę w miejscu przeznaczenia i zasysamy powietrze z bańki specjalną pompką.
  4. Zobaczysz, jak skóra się podnosi. U małych dzieci często wystarczają już 3 mm uniesienia, u dorosłych więcej.
  5. Ważne, żeby wszystko wykonywać zgodnie z instrukcją i zaleceniami lekarza.
  6. Po wyznaczonym czasie bańki zdejmujemy uciskając opuszkami palców skórę tuż obok baniek.

Jestem ciekawa dlaczego ta metoda jest mimo wszystko niezbyt rozpowszechniona wśród rodziców i lekarzy. Pierwszy raz spotkałam się z takim zaleceniem, a przecież skoro jest w stanie pomóc nawet przy zapaleniu płuc albo rwie kulszowej, to po co na dzień dobry faszerować się lekami (właśnie w takich przypadkach jak nasz – tuż po kolejnej infekcji).

Najlepsze jest jednak to, że młody wyzdrowiał. Nie dociekam czy to zasługa baniek, czy nie. Zapalenia płuc nie było, antybiotyku nie było, dziecko jest całe i zdrowe, a ja już wiem „jak się robi bańki” :D.

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, zostań ze mną dłużej!

  • Polub fanpage SimplyAnna na FB (TUTAJ)
  • Wskakuj na mój Instagram (TUTAJ)
  • Udostępnij ten wpis znajomym (PONIŻEJ)

 

 

2 comments

  1. Magda Zbieraj 19 listopada, 2017 at 19:57 Odpowiedz

    Sama stawiałaś? Wow, mi to się to wydaje trudne. Pamiętam, że jak byłam mała, to sąsiadka-pielęgniarka przychodziła mi stawiać, ale niestety nie pamiętam czy bolało… ale skoro Antoś przeżył z uśmiechem na ustach to znaczy, że są ok.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.