dzieci polska

Gdyby mnie ktoś kiedyś zapytał, jakie mam podejście do wychowania, powiedziałabym, że na luzie, hulaj dusza i w ogóle zero stresu. Potem przyjechałam do Anglii i mój dzieciopogląd zmienił się. Odrobinę. Obecnie mam wrażenie, że niemal wszystko – od porodu po szkołę – wygląda tu inaczej.

Zacznę od sprawy prozaicznej. Po czym można poznać polskie dziecko w Wielkiej Brytanii? Doskonale wiem, że znacie odpowiedź. Po czapce na głowie, z grubsza rzecz ujmując, niezależnie od pogody. Nie będę się rozwodzić nad tym, czy to dobrze czy nie. Jeśli jest zimno albo wieje (a wieje to mało powiedziane, bo w naszych okolicach przynajmniej kilka dni w tygodniu porządnie pizga) to czapka staje się i naszym atrybutem, moim i dziecka. Niemniej jest to nasz niezaprzeczalny, polski znak rozpoznawczy. Niby skąd wiedziałam, do kogo na placu zabaw zagadać po angielsku, a do kogo po polsku :)? Bo dziecko angielskie, również niezależnie od pogody, temperatury, nasłonecznienia i humoru, w większości wypadków, nie ma nie tylko czapki, ale i zimowej kurtki czy butów z futerkiem podczas śnieżycy. Byłam bardzo zaskoczona widząc na wsi dziecko wychodzące na śnieg (!) w koszuli nocnej na ramiączkach, boso (!) drepczące po chodniku, żeby chwilę pogadać z koleżanką zza płotu. Można twierdzić, że dzieci tu są lepiej zahartowane, w końcu już noworodki wietrzy się w przeciągu, ale moim zdaniem część z tych niby zahartowanych, jest lekko ubrana bardziej na pokaz niż z braku odczuwania niskiej temperatury. W przeciwnym wypadku glut nie wisiałby do pasa, ludzie nie trzęśliby się jak osiki, a na ich skórze nie byłoby śladu tej gęsiej skórki. Osobiście wolę zdjąć zbyt ciepłą kurtkę, niż pluć sobie  w brodę, że jej nie wzięłam.

Po drugie place zabaw. Jak tylko jest ciut zimniej, tak powiedzmy koło 5-7 stopni, place pustoszeją. Uznaję zatem, że nie jest to cecha narodowościowa, tak jest po prostu wszędzie. Za to nie spotkałam tutaj rodziców trzęsących się nad dziećmi przy każdej najmniejszej zabawce, karuzeli, gry w klasy. Ani razu nie usłyszałam „nie biegaj, bo się spocisz”. Raczej wolna amerykanka. Żadnego podtykania poduszki pod tyłek w razie W. Bardzo cieszy mnie fakt, że dzieci w codziennych sytuacjach nie odczuwają bariery językowej. Antkowi zupełnie nie przeszkadza, że dzieci mówią do niego po angielsku. Dzieci nie patrzą krzywo, że młody nawija do nich po polsku. Z obu stron zawsze jest jakaś nic dziecięcego porozumienia i ciekawość tej, bądź co bądź, inności. Światy małych ludzi nie różnią się od siebie. Potrzeba miłości, ruchu i interakcji z innymi jest identyczna.

Na szczęście nie zauważyłam do tej pory, żeby rodzic czy opiekun dawali dziecku klapsa, czy w inny sposób je poniżali. Może Was dziwi, że to piszę, ale takie sytuacje zdarzały się w Polsce. Przykre, bolesne, okupione płaczem i bezradnością malucha. Nie umiem bezczynnie stać i patrzeć, jak dzieciom dzieje się krzywda. Staram się reagować na tyle, na ile jest to możliwe. Takie akcje są zawsze bardzo trudne i delikatne. Szczęśliwie udaje się ich unikać.

Niezmiennie czuję niesmak na widok kobiety palącej papierocha przy dziecku, fundującej mu dymne inhalacje. Zdziwiło mnie, że w Anglii bardzo dużo kobiet pali papierosy. W ciemno bym oszacowała, że jest ich dwa razy więcej niż w Polsce, chociaż są to oczywiście jedynie moje gdybania. Nie tylko mamy z wózkami, ale i kobiety ciężarne przyznają się do palenia. Nie wiem jak bezmyślnym trzeba być, żeby zafundować własnemu dziecku w brzuchu komorę gazową. Aż jedna czwarta szkotek mówi, że w ciąży nie zrezygnowała z nałogu. British Medical Journal opublikował badania mówiące o tym, że kobiety chętniej rezygnowały z palenia, jeśli otrzymywały w zamian pieniądze. Krótko mówiąc, bez kasy miały w nosie zdrowie własnych dzieci. Dla mnie ten pomysł jest absurdalny, ale to temat na zupełnie inny post. Większość placów zabaw to strefy wolne od palaczy i psów.

Jeszcze nie jesteśmy na etapie przedszkola, ale z tego co się orientuję, każdemu dziecku przysługuje 20 darmowych godzin tygodniowo w przedszkolu. Do szkoły idą już 5-latki. Wybór szkoły ma spore znaczenie, ponieważ placówki potrafią diametralnie różnić się poziomami. Poza tym edukacja w Anglii wygląda inaczej zarówno od strony formalnej, jak i merytorycznej. Nie dziwcie się, jeśli ktoś Wam uwierzy, że w Polsce żyją smoki, przez cały rok jest 30 stopni na minusie a do szkoły dojeżdża się dyliżansem :D. Oczywiście odrobinę koloryzuję, ale różnice w zakresie wiedzy są dość widoczne, zwłaszcza u dorosłych osób.

Nie ma doskonałych miejsc ani doskonałych ludzi. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma :). To luźne porównanie jest jedynie zbiorem obserwacji matki polki wdzieckowpatrzonej i ma za zadanie pokazać, że problemy w jednym miejscu są banałem na innej szerokości geograficznej. A jednocześnie, że różnice są czymś naturalnym, nie lepszym ani gorszym. Trochę chaotycznie, przepraszam, ale ostatnio nie myślę w sposób poukładany i porządnicki.

18 comments

  1. Ola 2 kwietnia, 2015 at 09:39 Odpowiedz

    Gdyby mamunia podniosla reke na dziecko w miejscu publicznym, kazdy ma obowiazek o tym doniesc i taka matka zaraz maialaby na glowie social servises (ss hehe). Wiec klapsow na pewno nie ujrzysz. Za to bezkarnie palenie papierosow, wrzaski przez pol ulicy you f***** idiot do dziecka, to juz norma. Alkohol, marihuana, tez wyczuwalne.
    Ja rodzilam w Anglii, za niepalenie papierosow dostalam prezent przy ktorejs wizycie u poloznej 😀
    dobra szkola to podstawa, i niestety my wyszukalismy juz teraz prywatna. Wlasnie dlatego, ze zdazylismy poznac tutejszy system edukacji. To nie chore ambicje, bo syn jak bedzie chcial to i mechanikiem samochodowym moze byc (swoja droga poplatny zawod tutaj ;)) ale niech ma w tej lepetynie nieco poukladane, niezaleznie od tego kim zapragnie zostac.

    • Anna Bartnik 2 kwietnia, 2015 at 11:11 Odpowiedz

      O tak, zapomniałam wspomnieć o krzykach, faktycznie często się zdarzają. Nawet za ścianą.

      Co do szkoły to się zgadza, nawet z publicznych warto rozglądać się za najlepszą, bo wybór gorszej szkoły i potem ewentualne przeniesienie do lepszej, graniczą z cudem. Możesz napisać w komentarzu albo na maila jaki jest koszt prywtnej szkoły?

      • Ola 2 kwietnia, 2015 at 17:06 Odpowiedz

        U nas to bedzie ok. 150 na tydzien, ale to zalezy od szkoly, na poludniu Anglii na pewno sporo drozej. Ale oprocz lepszego wyksztalcenia mowimy tu rowniez o towarzystwie dzieci hmmm trudno to napisac zeby nie urazic innych.. powiedzmy towarzystwo dzieci ktorych rodzicom zalezy na podobnych wartosciach edukacyjno wychowawczych.
        Koszt niestety poraza, ale nie ma nic cenniejszego niz wyksztalcenie, jak mawiala moja Babcia. I w sumie mysle podobnie.

  2. Magda N. 2 kwietnia, 2015 at 11:09 Odpowiedz

    O tak,racja brak czapki. Nie zapomnę widoku noworodka w samym pampersie i nosidełku podczas pobytu w Anglii,ja wtedy byłam ubrana w kurtkę skórzaną. W Holandii to też norma.świetny pomysł na temat. Pozdrawiam
    ps. Dawno mnie tu nie było 🙂

  3. malgorzata 2 kwietnia, 2015 at 16:30 Odpowiedz

    Ja jestem z 2 dzieci miesiąc dłużej niż Ty a UK i obserwacje mam podobne. Co prawda mieszkamy w Londynie i tu nie tylko Polki cieplej ubierają siebie i dzieci ale to chyba domena blisko o daleko wschodniej Europy. Chociaż wiele angielskich dzieci tez ma czapki. Często tez rodzice są ubrani cieplej niż dzieci.
    Co do języka to Córka łapie w przedszkolu ekspresowo i jej tez nie przeszkadza ze dzieci mówią w innych językach. Język zabawy zawsze ten sam.

  4. Tedi 2 kwietnia, 2015 at 22:13 Odpowiedz

    Z tym puszczaniem dziecka na placu zabaw to jak na Węgrzech. Też mi się to bardzo podobało, że dziecko się bawi a mama siedzi na ławce i tyle. Na Węgrzech tylko jeden jedyny raz spotkałam się z matką wrzeszczącą i poniżającą swoje dziecko… i była ona Polką… smutne

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.