EMIGRACJA

Chcesz być lubianym emigrantem? Nie możesz robić tych rzeczy.

być lubianym emigrantem

Stereotypy nie są po to, by z nimi walczyć, ale je powielać. Tak przynajmniej wynika z moich  obserwacji. Codzienność przeżywana poza granicami ojczyzny wyostrza nie tylko język, ale przede wszystkim wrażliwość na pewne zachowania, które ku mojej rozpaczy nie należą do rzadkości. Emigranci są między młotem a kowadłem. Z jednej strony w nowym miejscu, wśród nowych twarzy próbują się odnaleźć, a z drugiej czasem idą o krok za daleko. Jeśli chcesz być lubianym emigrantem, poznaj kodeks emigrantów ;).

Co takiego robią źle? Masę rzeczy, ale będę łaskawa i skupię się tylko na pięciu.

1. What are you talking to me?

Wiem, wiem, nie od razu Kraków zbudowano. Warszawę i Manchester także nie. Ale widzisz, mimo to, wypada rozumieć co ludzie do ciebie mówią, a czasem nawet wypada coś dodać od siebie. Nie masz pojęcia jak łatwo wpaść w spiralę nieporozumień, gdy na przykład zaczniesz udawać, że doskonale wiesz o czym mowa. Jeśli chcesz być lubianym emigrantem, pokaż to!

Takich sytuacji miałam kilka. Pierwsza podczas rozmowy telefonicznej z dyspozytorką z przychodni. Yes, yes, of course, I will. Do dzisiaj nie wiem na co się wtedy zgodziłam i co takiego miałam zrobić. Widok telefonu z dzwoniącym brytyjskim numerem wprawiał mnie w zakłopotanie, a tuż po tym w panikę. Wiedziałam, że większości nie zrozumiem, a nawet jeśli to będę miała nie lada kłopot z odpowiedzią. Na szczęście to mnie tylko zmotywowało do jak najszybszego ogarnięcia znanego mi przecież języka.

Nawet rozumiem tą początkową nieśmiałość. Ona dotyczy większości ludzi, zderzających się ze ścianą obcego języka. Ale każdy mur można zburzyć, a codzienne życie bez angielskiego na pewno jest cholernie trudne. Bank, przychodnia, przedszkole, sklep, szkoła, urzędy, biblioteki, szpital i restauracje – nie ma takiego miejsca, w którym język będzie niepotrzebny. Nawet w łóżku uśmiech nie wystarczy. To znaczy oczywiście – możesz znaleźć w banku polskiego pracownika (powodzenia), w przedszkolu niektóre panie znają kilka słów, a w restauracji możesz pokazywać palcem, ale…No właśnie, to są mało komfortowe sytuacje także dla ciebie. Warto poświęcić czas na naukę. Najlepiej jeszcze przed wyjazdem.

2. Nie gadam z obcymi.

Może nie uznasz tego za grzech, ale osobiście uważam, że zamykanie się w narodowych enklawach jeszcze nie doprowadziło do niczego dobrego. Warto poszerzać swoje horyzonty i – uwierz – ludzie naprawdę mogą się do tego przydać ;). Spójrz choćby na punkt pierwszy. Nikt nie nauczy cię tak doskonale języka, jak osoba, która posługuje się nim od urodzenia. Chcesz być lubianym emigrantem? Rozmawiaj, bywaj, nie odcinaj się.

Na początku bałam się tych grzecznościowych small-talks z obawy, że powiem coś nie tak jak powinnam (masz pojęcie jak łatwo pomylić wymowę can’t i cunt? Przy czym wpadka w najlepszym wypadku rozbawi twojego rozmówcę, a w najgorszym go obrazi). Albo (to zabawne), że użyję na przykład nie tego czasu, co trzeba.

Dziś nie przeszkadza mi, kiedy nauczycielki Antka z przedszkola poprawiają jakieś moje błędy. Wręcz jestem im wdzięczna, bo dużo lepiej wymawiam niektóre słowa, a inne…zaczęłam rozumieć. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie podsuwała im trudnych polskich słówek. Brzęczyszczykiewicz, Błaszczykowski, na zewnątrz, wstążka, przestarzały, poprzewracany i kilka innych. Żyją w przekonaniu, że język polski jest tysiąckroć trudniejszy od chińskiego :D.

3. Wolność i swoboda.

Super! Naprawdę genialnie, że w obcym kraju czujesz się jak w domu. To bardzo dobrze wróży na przyszłość i sprzyja aklimatyzacji. Może jest ci nawet lepiej niż w ojczyźnie. Jeśli jednak przyjdzie ci do głowy, że otoczona osobami mówiącymi jak jeden mąż w innym języku, możesz sobie pozwolić na swobodną wymianę zdań po polsku to…Sorry, ale nie. Bo widzisz, byłam ostatnio na zakupach, wybierałam koszulki dla starszego i jakieś srajtki dla młodszego, a tuż obok słyszę:

– No stań kurwa w jednym miejscu, a nie się kurwa kręcisz to w lewo to w prawo.

I na samym początku troszkę mnie zamurowało, bo heloł! Po pierwsze ta pani posługująca się najpiękniejszymi polskimi słowami mówiła do swojego na oko ośmioletniego syna, a po drugie, niesłusznie sądziła, że nikt w pobliżu jej nie zrozumie i nawet nie pilnowała się ze słownictwem. Tymczasem wydaje mi się, że niezależnie od języka, którym się posługujemy, powinniśmy robić to z głową.

 

4. Kultura, głupcze!

Szóstego listopada tuż obok mnie miała miejsce rozmowa, którą na długo zapamiętam, bo ona po trosze dała mi pretekst do opublikowania całego wpisu. Grupa Polaków wyśmiewała hucznie obchodzoną poprzedniego dnia Bonfire Night czyli rocznicę spisku prochowego. Tego dnia Anglicy organizują pokazy fajerwerków, palą kukły Guya Fawkesa i świętują ogólnie rzecz ujmując w towarzystwie ognia. Problem w tym, że dyskutanci, których miałam okazję podsłuchać, nie mieli pojęcia, że w ogóle jakieś święto było. Nasłuchałam się za to o głupocie narodu angielskiego, który musi korzystać z innego kalendarza, skoro noworoczną zabawę organizuje z niemal dwumiesięcznym wyprzedzeniem.

I chociaż nie uważam, żeby każdy rezydent Wielkiej Brytanii miał obowiązek świętować, to wypadałoby chociaż wiedzieć, dlaczego świętują inni. Znać podstawy podstaw i orientować się w zwyczajach. Dzięki temu nie wyjdziemy na ignorantów, a wręcz przeciwnie –  jeszcze nie raz się przekonamy, że wiedza to potęgi klucz.

5. My, naród.

Widziałam kumpli z Turcji. Jeden za drugim skoczyłby w ogień. Kłócą się jak wszyscy, ale przymykają oko na niedoskonałości drugiego człowieka. W tym miejscu chciałam napisać o czymś innym, ale na krótko przed publikacją poprosiłam przyjaciółkę o komentarz, chociaż nigdy tego nie robię.

– Iza, napisałam o grzechach emigrantów. W ostatnim punkcie jest to, co zna większość z nas. Bieganina praca-dom-dzieci-praca-dom-dzieci, bez refleksji i podróży, a przecież najlepiej poznawać kraj przez smaki i krajobrazy. Zgadzasz się z tym?
– Ok, masz rację. Ale sama powiedz, ilu Polaków mieszkających w Polsce nie było nigdy w Warszawie, nie widziało morza ani nie weszło na Kasprowy.
– Cała masa.
– Bo widzisz…

I tu zaczęła opowieść o poprzedniej pracy. Wiesz co z niej najlepiej zapamiętała? Nie miłą atmosferę i okazję rozwoju. Nie wspomniała o wyrozumiałym szefie, który daje jej macierzyński odpowiedniej długości po urodzeniu dziecka, choć należy się jak psu miska. Nic nie powiedziała o urlopie, w trakcie którego zwierzchnicy nie zawracają ci dupy telefonami i nie zrzędzą na rzeczy, które z palcem w nosie mogą (a nawet powinni!) załatwić sami. Nic z tych rzeczy, bo ich zwyczajnie nie było. Codzienność w tej pracy to było podkładanie sobie świń przez Polaków, w najbardziej błahych sprawach. Umiesz liczyć? Licz na siebie. Szef Polak najgorzej traktował swoich rodaków, których zresztą pieszczotliwie nazywał robakami. Wszystkie porażki z życia osobistego przenosił na grunt biznesowy i tylko kwestią czasu było, aż wszyscy się od niego odwrócą. Teraz jest sam.

Z jednej strony odgradzamy się od wszystkiego co niepolskie, a z drugiej każdy z nas zna osobę, która prędzej by zjadła zasłony z okien niż wyciągnęła rękę do drugiego człowieka. Z tej perspektywy dużo mocniej docenia się każdą życzliwą duszę, bez względu na narodowość. Szanuje się uczciwość i chęć pomocy, kiedy jej potrzeba. A emigranci potrzebują jej znacznie częściej, niż myślisz.

Teraz oddaję ci pałeczkę – co twoim zdaniem robimy najgorzej?

4 comments

  1. ja 15 listopada, 2016 at 23:15 Odpowiedz

    Jestem tu dosc krótko i juz stad chce uciekac do Polski. Polacy jacy sa naprawde,to zobaczylem tutaj dopiero a angole to zombie,takie mam zdanie.Jezyka sie nie nauczylem bo nie chcialem,wiec pretensji nie mam do nikogo. A za tydzien znowu w Polsce,niestety skonczy sie rozwodem po 7 miesiacahc malzenstwa.

    • Karolina 29 listopada, 2016 at 13:42 Odpowiedz

      Hmmmm nie nauczyles sie jezyka bo nie chciales…. Wolales zyc w swiadomosci ze „angole to zombie” a moze dlatego ze nigdy ich nie zrozumiales tak uwazasz…. Bo przeciez nie chciales / nie probowales sie nauczyc…. A malzenstwo twoje skonczy sie rozwodem…. No moze tez nie probujesz…. „Bo nie chcesz” i tez pretensji nie bedziesz mial no do nikogo? Lepiej zyc w „comfy zone” ahhhh nie zrozumiales be pewnie nie bedzie Tobie sie chcialo zerknac do slownika co to oznacza….. POWODZENIA w Polsce…, Angli…, Tajlandi…. Gdzie Kolwiek bedziesz pewnie I tak bedziesz zawsze cos nie tak…. I bedziesz spotykal Samych „Zombie” na swojej drodze zycia….

      Ps. Simlyanna SWIETNY ARTYKUL

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.